Zenon Karczewski skarży się na byłych pracodawców
Zenon Karczewski skarży się na byłych pracodawców

Zenon Karczewski z Rybnika chciał dorobić trochę do emerytury. Zatrudnił się w mszańskiej firmie Terom jako kierowca tira. Dziś stwierdza, że nie była to dobra decyzja.
– Szef obiecał, że zapłaci mi, jak wrócę z tygodniowego kursu do Włoch. Gdy ponownie byłem już w kraju, wysłał mnie na rozładunek towaru w okolice Piotrkowa. Zgodziłem się jechać, ale po drodze zdefektował mi samochód. Ledwo dowlokłem się do Rybnika. Zaparkowałem na stacji paliw i poprosiłem, by szef przywiózł pieniądze, które mi się należały. Zamiast tego zostałem oskarżony o zatrzymanie ciężarówki i dokumentów firmy – przedstawia swoją wersję kierowca. Jak twierdzi, nie wydano mu umowy o pracę, jest też i inny problem.
Każdy szofer musi mieć komplet dokumentów (wyniki badań lekarskich, orzeczenie psychologa i świadectwo ukończenia kursu na przewóz towarów). Zażądał ich wydania, bo przecież pracodawcy wystarczą kopie. Za każdy płaci sam i nie chciał, żeby znikły. Dokumenty, które należą do firmy, a dotyczące odbioru i zdania towaru chciał zwrócić po otrzymaniu należnych mu pieniędzy. – To była moja jego forma zabezpieczenia. Chodziło mi o 1000 zł. Tymczasem zjawiła się u mnie policja, bym zwrócił samochód, który, zdefektowany, stał na parkingu – opowiada Zenon Karczewski.
W końcu postanowił zwrócić szefom dokumentację bez zapłaty. – Mimo braku umowy mam pewne świadectwa, że pracowałem w tej firmie. Jeśli nie dostanę pieniędzy, pójdę do sądu – zapowiada. Co innego mówią Teresa i Roman Szermuszynowie, właściciele Teromu. Jak wyjaśniają, w transporcie międzynarodowym i krajowym nie ma możliwości wydania samochodu z ładunkiem wartym nieraz kilkaset tysięcy zł bez dokumentów. Nie istnieje też umowa ustna. Owszem, kierowcy otrzymują tygodniówki, ale tylko w przypadku dostarczenia pełnej dokumentacji, która umożliwia rozliczenie i wypłatę wynagrodzenia.
Według szefów, Karczewski nie odstawił pojazdu do firmy, lecz bezprawnie zatrzymał go z towarem na parkingu w Rybniku i zażądał 1000 zł. Miał zagrozić, że nie wyda pojazdu z ładunkiem i dokumentami (chodzi o załadunek, i rozładunek, tarcze tachografów itp.), jeśli właściciele nie spełnią jego żądań. Ugiął się, gdy ci zgłosili sprawę na policji. Szermuszynowie zapewniają, że sporządzili także umowę, a Zenon Karczewski ją podpisał. Później, pod pretekstem ponownego przeczytania, po prostu przywłaszczył sobie oba jej egzemplarze. Podobnie stało się z resztą jego dokumentów.
– Zasada jest taka, że przechowuje je pracodawca, a kierowcy daje specjalne zaświadczenie z numerami i datami ich wystawienia. Szofer w trasie musi mieć przy sobie tylko to zaświadczenie – mówi Roman Szermuszyn. Sprawa nie jest jednak taka oczywista. Na infolinii Inspekcji Transportu Drogowego usłyszeliśmy, że wedle przepisów ustawy o transporcie drogowym przedsiębiorca jest zobowiązany do przechowywania kopii dokumentów kierowcy. Oryginały należy złożyć do starostwa. Na razie z powodów technicznych i braku odpowiedniego systemu zapisy tej ustawy nie funkcjonują.



Mimo wzajemnych oskarżeń, jest szansa na polubowne załatwienie sprawy. – Pan Karczewski dostanie swoje pieniądze 10 listopada, gdy nastąpią rozliczenia listy płac – deklaruje Roman Szermuszyn. (TZ)

Komentarze

Dodaj komentarz