Udało się wyprowadzić tylko cztery konie. Straty materialne wynoszą 500 tys. zł. Zdjęcie: PSP Mikołów
Udało się wyprowadzić tylko cztery konie. Straty materialne wynoszą 500 tys. zł. Zdjęcie: PSP Mikołów

W sobotę tuż przed północą w stadninie koni przy ul. Żorskiej w Orzeszu Zawadzie pojawił się ogień. Na ratunek zwierzętom zamkniętym w boksach rzucili się pracownicy oraz okoliczni mieszkańcy, ale niewiele zwojowali.
– Z dymem poszły stajnia, pomieszczenie gospodarcze, siodła, osprzęt, narzędzia, pasza, około 60 ton słomy i siana – wylicza mł. bryg. Dariusz Bujała, zastępca komendanta PSP w Mikołowie. Płomienie odcięły drogę ucieczki zwierzętom, w efekcie zginęło osiem koni sportowych i jeden kucyk. Ogień zauważył Artur Spendel, który ruszył do stajni, żeby uwolnić konie. – Były przywiązane, więc wróciłem po nóż, ale potem w środku było pełno dymu. Szybko otwarłem pierwszy boks, ale koń już leżał – opowiada pan Artur. Udało się wyprowadzić tylko cztery zwierzęta. Reszta padła zatruta czadem.
Gaszenie płomieni było bardzo trudne nawet dla strażaków. Przez całą noc blisko 50 zawodowców i ochotników walczyło z żywiołem, by nie przedostał się na sąsiednie domy. Udało się cudem. – Akcję utrudniało potworne wręcz zadymienie. Nasi ludzie musieli pracować w aparatach powietrznych, bo w powietrzu było za duże stężenie tlenku węgla – mówi mł. bryg. Bujała. Ostatni strażacy z pogorzeliska zeszli dopiero w niedzielę o godz. 11. Nie wiadomo, co było powodem nieszczęścia. – Wszczęliśmy postępowanie i zbadamy sprawę – tłumaczy sierż. Sebastian Fabiański, oficer prasowy mikołowskiej policji.
Mieszkańcy nie mają jednak wątpliwości, że było to podpalenie. – Pracownicy stadniny są tu zawsze do nocy. W sobotę wyjątkowo skończyli trochę wcześniej, bo były andrzejki. Ktoś to wykorzystał, nie po raz pierwszy zresztą. Były już przecież dwie próby podłożenia tu ognia – stwierdzają. Ludzie wskazali nawet podejrzanego. – Nic nie wskazuje na to, by ten pożar miał związek z wcześniejszymi usiłowaniami podpalenia. Mężczyzna, którego wskazali mieszkańcy, został doprowadzony do komisariatu, przesłuchany i zwolniony. Na razie ma status świadka, nie podejrzanego – mówi sierżant Fabiański.
Mieszkańcy, pracownicy stadniny i strażacy są wstrząśnięci zdarzeniem. – To był okropny widok. Jeżeli rzeczywiście było to podpalenie, to zachodzę w głowę, czym te biedne zwierzęta komuś zawiniły? – pyta Sławomir Bijak, prezes związku ochotniczych straży pożarnych powiatu mikołowskiego, który był na miejscu. – Jak można było zrobić ognisko ze stajni? Przecież tam mieszkają zwierzęta, które tak samo jak ludzie czują strach i ból – oburzają się mieszkańcy Zawady. Straty materialne spowodowane przez ogień wynoszą pół miliona złotych, strat niematerialnych nie da się oszacować.



W niedzielę w południe na pogorzelisku przeprowadzono oględziny z udziałem policji i biegłego z dziedziny pożarnictwa. – Teraz czekamy na wyniki – mówi sierżant Sebastian Fabiański. Jeśli okaże się, iż pożar wzniecono celowo, ktoś będzie musiał za niego zapłacić. (MS)

1

Komentarze

  • ... To straszne! 10 grudnia 2008 19:12Nie wie. co te konie były winne! To już kilka takich podpaleń było, Orzesze, Mikołów, Kobiór...brak słów!

Dodaj komentarz