Jeszcze do niedawna śnieg litościwie przykrywał śmieci, które w ostatnich miesiącach ludzie zwieźli nieopodal parku im. Zbowidowca powstałego na terenie byłej kopalni Reden w Radlinie. Wraz z nadejściem roztopów zaczęły wyzierać plastikowe krzesła i półki, opony, butelki po olejach, a nawet tapczany czy klapy od sedesu.
Tego, że za dzikim wysypiskiem stoją mieszkańcy okolic ul. Matejki, jest pewien Norbert Kotas, naczelnik magistrackiego wydziału gospodarki i ekologii. – Komu chciałoby się przyjechać tam z innego miasta, by wyrzucić stare graty? – pyta. Okazuje się, że już kiedyś służby komunalne usuwały stamtąd dzikie wysypisko, jednak pozbawieni skrupułów radlinianie nie pozwolili o sobie zapomnieć. – Kiedy wszystko przykrywał śnieg, od ul. Matejki w stronę wysypiska wiodła wydeptana ścieżka. Ludzie nie mają kultury ani sumienia. Gdyby jeden z drugim dostał kilka tysięcy kary, to kolejny może by się zastanowił – zżyma się mieszkanka ul. Zapolskiej, czytelniczka „Nowin”.
– Jeśli wysypisko mieści się na terenie miasta, sprawdzamy, czy gospodarze okolicznych domów mają podpisane umowy na wywóz śmieci. Jeśli nie, dostaną mandat w wysokości 100 zł. Gdybyśmy jednak kogoś złapali na gorącym uczynku śmiecenia, sprawę od razu kierujemy do sądu, bo szkody są zbyt wielkie – podkreśla komendant straży miejskiej Andrzej Porębski. Władze Radlina obiecały uprzątnąć teren koło parku. Czas pokaże, na ile to się zda. Swoją drogą, jak śpi się na nowym tapczanie albo siedzi w ogrodzie na nowym krześle, wiedząc, że zaśmieciło się pobliski zagajnik starymi gratami?
Komentarze