Tak bawiono się na żorskim balu maskowym w 2005 roku. Zdjęcie: zbiory organizatorów
Tak bawiono się na żorskim balu maskowym w 2005 roku. Zdjęcie: zbiory organizatorów

Współczesne szaleństwa różnią się jednak od tych dawniejszych. Karnawał, po staropolsku zwany zapustami lub mięsopustem, to czas liczony od Nowego Roku lub Trzech Króli do środy popielcowej, w którym niegdyś wszyscy myśleli głównie o balach, maskaradach czy pochodach. Dawniej bawiono oczywiście się huczniej niż teraz, choć każda warstwa społeczna trzymała się swoich reguł. Mieszczaństwo, szlachta i magnateria uczestniczyły w kuligach, polowaniach, wystawnych ucztach i balach z tańcami. Były one swoistą giełdą małżeńską dla dobrze urodzonych panien, które pod czujnym okiem matek, babek czy ciotek mogły zawierać znajomości z kawalerami i zdobywać konkurentów do swojej ręki. Inna możliwość pozyskania kandydata na męża nie wchodziła w rachubę.

Obudzić ziemię
Ludność wiejska też nie stroniła od biesiad i potańcówek, które odbywały się co sobotę, a na Śląsku najważniejsze było wodzenie niedźwiedzia i konia. – Te dwie maszkary uosabiały wszelkie zło, jakiego dopuścili się mieszkańcy, więc trzeba było je pognębić. Dokonywał tego orszak przebierańców w atmosferze hałaśliwej zabawy, która miała też jednak pobudzić ziemię do życia. Pamiętajmy bowiem, że wiele zwyczajów ma korzenie w przedchrześcijańskich kultach agrarnych, które wzięły się stąd, że człowiek był zależy od ziemi. To przecież ona dawała pożywienie, a na przednówku, który zbiega się w czasie z końcem karnawału, ludziom zaglądał już w oczy głód – wyjaśnia Jacek Struczyk, etnolog z Muzeum Miejskiego w Żorach. Wielką wagę miały też babskie combry, podczas których matrony wprowadzały do tzw. towarzystwa świeżo upieczone mężatki. – Był to jedyny dzień w roku, kiedy kobiety miały wstęp do baru czy karczmy. Przy okazji nie przepuszczały napotkanym mężczyznom, zabierając im czapki czy inne części garderoby, które oni musieli potem wykupywać – dodaje Jacek Struczyk. Jak zaznacza, Aleksander Brueckner, słynny polski filolog (zmarły w 1939 roku), wywodzi określenie comber od słowa maska, która nawiązuje do karnawału, bo on kojarzył się z przebraniem. W wyższych sferach masek używano tylko dla zabawy, na wsiach przypisywano im ogromne znaczenie, ponieważ wierzono, że mają moc chronienia przez złem.

Pączki i śledź
Karnawał to także tłusty czwartek, czyli objadanie się pączkami, oraz ostatki, zwane popularnie śledziem. Dziś nikt nie łączy już jednego bezpośrednio z drugim, ale niegdyś było inaczej, bo ledwo zniknęły pączki, szykowano biesiadę na ostatki, które nieraz zaczynały się w niedzielę, a kończyły dopiero we wtorek, więc trwały aż trzy dni. – Celem było najedzenie się do syta przed Wielkim Postem i zapewnienie sobie dobrych plonów – podkreśla Jacek Struczyk. Księża gromili te szaleństwa. Grzegorz z Żarnowca pisał nawet w XVI wieku, że „większy zysk czcimy diabłu trzy dni rozpustnie mięsopustując, aniżeli Bogu czterdzieści dni nieochotnie poszcząc”, ale wtedy oczywiście nikt nie zważał na tego typu upomnienia. Z czasem jednak hałaśliwe zwyczaje poszły w zapomnienie, ostając się jedynie w nielicznych wioskach, a i w miastach nikt już nie myśli o przetańczeniu całego karnawału. Przeciętny człowiek wybiera się przecież na jedną, najwyżej dwie zabawy, bo brakuje mu i czasu, i pieniędzy. Warto podkreślić, że na palcach można policzyć bale podobne do tych, jakie niegdyś odbywały się w wyższych sferach. Przybywa za to takich, na których mamy do czynienia zarówno z wykwintnymi strojami i przebraniami, jak też typową biesiadą. Do łask wracają również babskie combry, choć teraz gościny udzielają im nie wiejskie karczmy, lecz nierzadko eleganckie restauracje.

Nowe trendy
– Wynika to z tego, że zapanowała moda na odtwarzanie zwyczajów ludowych, a ponieważ o trendach decydują ośrodki miejskie, bo mieszka tam więcej ludzi, tradycja mieszczańska i magnacka splata się z wiejską – stwierdza Jacek Struczyk. Tak jest np. w Żorach, gdzie pięć lat temu nieformalny Klub Abrahama z pomocą MOSiR-u wskrzesił tradycję powojennych bali maskowych, łącząc ją z biesiadą i aukcją charytatywną na rzecz hospicjum i parafialnej ochronki. – Zabawa odbyła się w 2004 i 2005 roku, potem nastąpiła przerwa, która trwa do dziś. Mamy nadzieję, że przełamiemy ją w przyszłym roku we współpracy z radami dzielnic. Organizatorem będzie towarzystwo miłośników miasta – zapowiada Henryk Buchalik, prezes towarzystwa.



Określenie karnawał pochodzi od łacińsko-włoskiego carnevale, co oznacza pożegnanie z mięsem, z tego powodu karnawałem często nazywano tylko dni bezpośrednio poprzedzające Wielki Post. Tradycja wywodzi się z kultów płodności i kultów agrarnych, które istniały już także w antycznym Rzymie, a znajdowały wyraz m.in. w procesjach ku czci bogini Izydy, a potem Dionizosa. W orszaku nie mogło zabraknąć wozu w kształcie okrętu o nazwie carrus navalis, więc słowo karnawał zapewne ma swoje korzenie także w niej. Okres ściśle wiąże się z tańcem dlatego, że już w zamierzchłej przeszłości powstało przekonanie, że im wyżej będą skakali ludzie, tym większe plony da zboże. Skoki z czasem przerodziły się w pląsy. (eg-p)

Komentarze

Dodaj komentarz