Igły, plastry, bandaże, pieluchomajtki, chusty chirurgiczne czy wenflony – w takie rzeczy hospitalizowani nieraz muszą zaopatrzyć się na własny koszt. – To po co w ogóle są składki zdrowotne? – pyta pan Andrzej z Rybnika.
Jak dodaje, jego ojciec przeleżał kilkanaście dni w rybnickim szpitalu i wymagał stosowania pampersów dla dorosłych. – Poinformowano mnie, że mam je dostarczyć. Kiedy kupowałem kolejną paczkę, dowiedziałem się, że Narodowy Fundusz Zdrowia zwraca koszty zakupu tych środków. Do jednego jest złotówka dopłaty, a do paczki 63 zł. Trzeba tylko mieć receptę – opowiada nasz Czytelnik. W tej sytuacji poprosił w szpitalu o wypisanie recepty, ale mu odmówiono, stwierdzając, że szpital nie może jej wystawić. Udał się więc do lekarza w rejonie, ale tam też odesłano go z kwitkiem. Lekarz oznajmił mu, że nie może wystawić recepty, bo pacjent przebywa w szpitalu.
– Co miesiąc z emerytury ojca jest ściągana składka na NFZ, jest przepis, który mówi, że należy się refundacja, ale nie ma komu wypisać recepty – zżyma się pan Andrzej i stwierdza, że przypadek jego ojca nie był jedynym. Inni pacjenci też musieli kupować środki opatrunkowe czy higieniczne. W szpitalu twierdzą, że nie słyszeli, aby na którymś oddziale brakowało takich rzeczy. Jak dodają, chory może zaopatrzyć się w nie sam, ale z własnej woli, bo personel nie może go zmusić. Czy rzeczywiście? Agnieszka Kulik z Czerwionki-Leszczyn kilka miesięcy temu zwichnęła obojczyk. Pojechała do szpitala w Knurowie. W izbie przyjęć grzecznie poproszono ją o kupienie sobie chusty chirurgicznej. – Myślałam, że źle słyszę. Dobrze, że był ze mną syn, więc posłałam go do apteki. Trochę mnie to bawiło, bo w końcu przyjechałam do szpitala – opowiada kobieta. Straciła chęć do śmiechu, kiedy po godzinie dostała receptę na zastrzyk, a syn znowu musiał biec do apteki.
Tymczasem, jak wyjaśnia Małgorzata Doros z biura prasowego Śląskiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ w Katowicach, fundusz pokrywa koszty leczenia, pobytu, diagnostyki, opieki lekarskiej i pielęgniarskiej, rehabilitacji itd. Oznacza to, że osoba hospitalizowana powinna mieć zapewnione wszystko. – Lekarz rodzinny nie może wystawić zlecenia na np. pieluchomajtki dla pacjenta, który przebywa w szpitalu. Zapewnienie ich to obowiązek lecznicy. Te środki są dofinansowywane przez fundusz. Szpital wystawia nam fakturę, a my zwracamy pieniądze – podkreśla Małgorzata Doros.
Skąd więc biorą się opisane praktyki? Pewno stąd, że szpitale nie są bogate. I dlatego powszechne jest już kupowanie chorym nie tylko środków opatrunkowych i higienicznych różnego rodzaju, ale nawet leków. Pytanie, na co idą coraz wyższe składki zdrowotne, pozostaje bez odpowiedzi.
Tomasz Zejer, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Rybniku: – Nasz szpital zapewnia każdemu pacjentowi środki opatrunkowe czy higieniczne. Tak samo środki medyczne jednorazowego użytku. Nikt nie przymusza pacjenta, czy jego rodziny do ich kupowania. Jeśli to robią, to z własnej, nieprzymuszonej woli. Rodziny pacjentów czasem błędnie odbierają informacje personelu. Kiedy pytają pielęgniarek np., czy są potrzebne pampersy, to słyszą, że tak. Ale to nie oznacza, że są zobligowani do ich kupowania. Nie wystawiamy pacjentom na nie recept, bo jako szpital zabezpieczamy wszystkie ich potrzeby. Bywa, że rodziny pacjentów przynoszą jakieś środki, ale to ich inicjatywa. Gdyby ich nie przynieśli, to pacjent i tak by je dostał. (MS)
Komentarze