Stołeczni policjanci, którzy zdemaskowali nielegalny interes, zabezpieczyli ponad 50 tys. pirackich płyt
Stołeczni policjanci, którzy zdemaskowali nielegalny interes, zabezpieczyli ponad 50 tys. pirackich płyt


10 lutego w podwarszawskich Ząbkach policjanci przyłapali na gorącym uczynku 38-letniego Krzysztofa M., który rozkręcił cały interes, i ludzi związanych z jego firmą. W pomieszczeniach trwał właśnie końcowy etap nielegalnej produkcji nośników CD i DVD. Na miejscu zabezpieczono blisko 42 tys. pirackich płyt. Były tam krążki z filmami, które nie miały jeszcze w Polsce premiery, jak np. „Zapaśnik” czy „Slumdog. Milioner z ulicy”. Płyty miały trafić na rynki unijne. Krzysztof M. zlecał tłoczenie płyt firmom w Warszawie i w Rybniku. To właśnie dlatego rybnicka tłocznia działająca od blisko 11 lat w dzielnicy Wielopole została włączona do przestępczej struktury, ale taki obraz nakreślony przy chwaleniu się sukcesami stołecznej policji wydaje się mieć niewiele wspólnego z prawdą.
Policjanci, owszem, zjawili się w rybnickiej tłoczni i zabezpieczyli dokumentację związaną ze zleceniem od firmy Krzysztofa M. Zatrzymali też członka zarządu spółki, a zarazem jej pracownika 41-letniego Tomasza R. Prokuratura Okręgowa Warszawa Praga przedstawiła mu zarzuty mówiące o pomocy w skopiowaniu i wprowadzeniu do obrotu nielegalnych wideogramów i fonogramów. Za takie przestępstwa grozi kara do pięciu lat więzienia. Mężczyzna po złożeniu wyjaśnień został zwolniony za poręczeniem majątkowym w wysokości 20 tys. zł i już nazajutrz wrócił do pracy. Jak udało nam się dowiedzieć, obowiązkowym załącznikiem do każdej umowy na wytłoczenie partii płyt jest oświadczenie zamawiającego, które potwierdza posiadanie praw autorskich do mających się na nich znaleźć utworów. Dlatego w zakładzie, tłoczącym miesięcznie półtora miliona płyt, nikt nie jest zobowiązany do sprawdzania ich zwartości, zwłaszcza że niektóre powstają w małych nakładach, np. 10 czy 20 tys. sztuk.
– Otrzymujemy matrycę i tłoczymy płyty. Gdybyśmy musieli sprawdzać, co na nich jest, na okrągło słuchalibyśmy bądź oglądali ich zawartość, a przecież my tu pracujemy – powiedział nam jeden z członków załogi zakładu. Ktoś inny zwrócił uwagę, że w Polsce nie ma możliwości sprawdzenia, kto posiada prawa autorskie do konkretnego filmu czy utworu muzycznego, dlatego tłocznie muszą bazować na oświadczeniach zleceniodawców. Z firmą Krzysztofa M. rybnicka tłocznia płyt kompaktowych współpracowała od roku, realizując zamówienia na tłoczenie nośników z muzyką i filmami. Zarząd spółki nie chce na razie komentować tego, co się stało. Podkreśla, że poczynania policji i prokuratury dotyczą nie firmy, ale jednego z jej pracowników.

Komentarze

Dodaj komentarz