W ostatnich krajowych wyborach parlamentarnych frekwencja sięgnęła prawie 54 proc.
W ostatnich krajowych wyborach parlamentarnych frekwencja sięgnęła prawie 54 proc.

7 czerwca wybierzemy drugą zmianę posłów do Parlamentu Europejskiego. Z grona 1306 kandydatów wyłonimy naszą 50-osobową reprezentację do siódmej już, pięcioletniej kadencji PE.
Wybory odbędą się we wszystkich 27 państwach członkowskich, gdzie do głosowania jest uprawnionych ok. 375 milionów obywateli. Nie wszyscy będą głosować tego samego dnia, bo cezurę czasową dla wyborów ustalono od 4 do 7 czerwca. Pierwsi do urn pójdą Holendrzy i Brytyjczycy, którzy będą głosować 4 czerwca. W większości krajów wybory odbędą się, tak jak w Polsce, 7 czerwca.
Sądząc po wynikach frekwencji wyborców w czerwcu 2004 roku, wybory do Europarlamentu nie cieszą się wśród Polaków wielką popularnością. Obecnie udział w nich deklaruje około 30 proc. uprawnionych. Dla porównania, frekwencja w czasie wyborów do Sejmu i Senatu w 2007 roku wyniosła 55 proc. Na szczęście poza tym, że jest ona miernikiem obywatelskiego zaangażowania i wiele mówi o tym, jak postrzegają Unię Europejską Polacy, nie ma żadnego wpływu na wyniki wyborów. Niezależnie od tego, jak by nie była niska, wyniki są wiążące; jednym słowem wybory do parlamentu europejskiego nie mogą się nie udać.
Być może wpływ na frekwencję ma świadomość wyborców, że to nie od nich – jak ma to miejsce w przypadku wyborów krajowych – zależny będzie układ sił w europejskim gremium. Wybieramy w końcu nie cały parlament, a tylko jego polską cząstkę. Więcej przedstawicieli niż Polska będą mieć tylko Niemcy (99), Francja, Włochy i Wielka Brytania (po 72); tyle samo Hiszpania, a mniej pozostałe 22 kraje członkowskie. Obecnie w parlamencie zjednoczonej Europy zasiada 785 posłów, po czekających nas wyborach będzie ich mniej – 736. Liczba mandatów przypadająca poszczególnym krajom jest bowiem uzależniona od liczby mieszkańców.

Komentarze

Dodaj komentarz