Dr Adrian Cybula
Dr Adrian Cybula

– Dlaczego tak niewielu Polaków bierze udział w wyborach do parlamentu europejskiego?
– Polacy generalnie rzadziej chodzą do wyborów niż obywatele krajów tzw. starej Europy. Niższą frekwencję w czasie unijnych wyborów obserwuje się właściwie wszędzie, tyle że w innych krajach głosować idzie np. tylko połowa uprawnionych, a u nas w 2004 roku głosowało tylko nieco ponad 20 proc. Powody są dwa. Z jednej strony postrzega się PE jako mało ważny na tle innych instytucji unijnych, przede wszystkim Komisji Europejskiej i Rady Europy. Po drugie Strasburg jest dla większości obywateli tak odległy, że udział w tych wyborach uważa się za mniej istotny od pójścia na wybory do parlamentu krajowego.

– A może UE jest wciąż czymś zbyt abstrakcyjnym?
– No tak. W wyborach krajowych przynajmniej czujemy, że mamy jakiś wpływ na władzę, choć jest on mocno ograniczony. Inna sprawa to fakt, że większa część naszego społeczeństwa nie jest w stanie śledzić obrad PE, bo roboczymi językami są tam angielski i francuski. Na tym tle parlament na pewno jest abstrakcją. W kraju widzi się pewien związek – wrzucam kartkę do urny i jeśli odpowiednio wiele osób zrobi to samo, to wpłyniemy jakoś na wynik wyborów. W 2005 roku spowodowaliśmy, że zwyciężył PiS, a dwa lata później władzę oddaliśmy PO. Na szczeblu europejskim, biorąc jeszcze pod uwagę skomplikowaną ordynację wyborczą, wpływ wyborcy na ewentualną zmianę polityki unii jest tak nikły, że obywatel nie widzi potrzeby przykładania się do tych wyborów. Poza tym wciąż nie ma czegoś takiego jak tożsamość europejska, gdyż czujemy się bardziej związani z naszymi państwami i z regionami. Niewielu wyborców rozumie też koalicje polityczne zawierane na szczeblu europejskim. Nie dociekamy np., dlaczego PO jest w Europejskiej Partii Ludowej, a PiS nie i jakie są tego konsekwencje.

– Parlamentarzyści krajowi są cały czas obserwowani przez wyborców. Europejscy, z drobnymi wyjątkami, po wyborach znikają nam z oczu...
– Nawet jeśli mamy bardzo pracowitych posłów, to tego nie widzimy, bo media poświęcają europarlamentarzystom i ich pracy niewiele uwagi. Ale wynika to też z rozeznania, co chcą czytać czytelnicy czy oglądać telewidzowie. Najważniejsze decyzje są podejmowane w Komisji Europejskiej, która reprezentuje interes całej unii oraz w Radzie Europejskiej, reprezentującej interesy poszczególnych państw członkowskich. Założenie było takie, że te dwa ośrodki będą patrzyć sobie na ręce, tak by jeden nie zdominował drugiego. By komisja nie naruszała zbytnio interesów państw członkowskich, ale też, by partykularne interesy narodowe nie zdominowały całej wspólnoty. Decyzja, czy to parlament, czy rada ma być w przyszłości podstawowym ośrodkiem władzy ustawodawczej w unii, nie została jeszcze podjęta i raczej nie zanosi się na to, by w ciągu najbliższych lat została podjęta.

– Warto zatem iść głosować?
– Mimo wszystko warto. To tak jak z ową metaforyczną szklanką w połowie pełną lub w połowie pustą. Wprawdzie parlament nie jest jeszcze w unii najważniejszy, ale z drugiej strony już coś znaczy. Unia Europejska jest zbudowana na dialogu i dyskusji. Jeśli już zgłosi się jakiś pomysł czy zaszczepi jakąś ideę, to ona gdzieś tam sobie żyje. Jeśli chodzi o takie inspirowanie, rola europarlamentarzystów jest nie do przecenienia. W przypadku Polski taką ideą była choćby sprawa członkostwa w UE Ukrainy. Ta perspektywa jest jeszcze bardzo odległa; sami Ukraińcy muszą się najpierw zdecydować, czego chcą, ale to Polska po pomarańczowej rewolucji zgłosiła pomysł rozważenia ewentualnego członkostwa tego kraju. W unii trwa w tej chwili kilka ważnych debat i czeka ją kilka poważnych wyzwań, jak choćby reforma budżetu czy ostateczny kształt procedury decyzyjnej. By mieć pewność, że w naszym imieniu o sprawach dla nas ważnych głos zabierają tam ludzie odpowiedzialni, warto w tych wyborach wziąć udział.

Komentarze

Dodaj komentarz