Wiceprezes Antoni Mainczyk pracuje w Transgórze od 1973 roku
Wiceprezes Antoni Mainczyk pracuje w Transgórze od 1973 roku


Kończyły się bowiem warunki do zapewniania pracownikom bezpieczeństwa socjalnego, zaczęła za to narastać inflacja, pojawiły się ustawa o prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych i inne elementy tzw. planu Balcerowicza. Nowe warunki doprowadziły do upadku wielu zakładów pracy, ale też odrodzenia się potencjału innych firm, które przeszły restrukturyzację, w efekcie doświadczyły nowej jakości zarządzania i teraz sobie radzą. Te, które przetrwały najtrudniejsze okresy, są wizytówką całego regionu. Ich mury pamiętają czasy akcji ziemniaczanych, akcji typu witamina, czynów społecznych oraz festynów zakładowych. Dziś tradycja przeplata się w nich z nowoczesnością. Pytanie, na ile zmieniła się rzeczywistość, w jakiej przyszło im walczyć o istnienie.

Siła napędowa
Większość najstarszych rybnickich przedsiębiorstw powstała w czasach świetności górnictwa. Kopalnie potrzebowały przecież środków transportu, maszyn, urządzeń sygnalizacyjnych itd., co stało się motorem napędowym dla innych branż. Przypominają o tym dzieje niejednej firmy. W 1955 roku minister górnictwa i energetyki zdecydował np. o powstaniu Rybnickiego Przedsiębiorstwa Transportowego Przemysłu Węglowego, które pracowało dla kopalń przez czterdzieści lat. W 1994 przekształciło się w jednoosobową spółkę skarbu państwa o nazwie Transgór. – Do dziś nazywamy się tak samo, bo tradycja jest dla nas bardzo ważna. Zmieniło się tylko logo – mówi wiceprezes Antoni Mainczyk.
Dziś firma nie ma już swojej szkoły przyzakładowej, ośrodka wypoczynkowego w Nieboczowach czy przychodni lekarskiej, ma za to nowy tabor i szeroką ofertę usług, nie mówiąc o tradycji. Dzieje największych przedsiębiorstw wiążą się jednak także z protestami pracowniczymi. – W sierpniu 1980 rozpoczęły się u nas strajki. Chciałem spokojnie porozmawiać z załogą podległego mi wówczas działu produkcji. Ja byłem sam, a naprzeciwko mnie stało 300 osób. To były przeżycia, których nie da się zapomnieć. Na szczęście doszliśmy do porozumienia – mówi Janusz Liszka, prezes Sygnałów SA, które jako fabryka istnieją od 1824 roku, a wprowadzają do swojej oferty coraz więcej nowinek sygnalizacyjnych i teletechnicznych. To tu powstają m.in. semafory kolejowe.

Wiele wyrzeczeń
Na początku lat 90. w większości przedsiębiorstw w regionie zaczęła się prywatyzacja. Wymagało to od załóg wielu wyrzeczeń, choć przyszłość była niepewna. Tak było np. w Prefrowie, który istnieje od 53 lat. Jak mówi prezes Józef Kuśka, po 1989 roku postanowiono pójść w kierunku prywatyzacji. Skorzystały na tym tylko osoby, które pracowały w firmie. Założono, że każdy członek załogi będzie miał możliwość nabycia jednego udziału. Czasy były jednak tak niepewne, że ludzie byli pełni obaw. Ostatecznie tylko 22 zgodziło się wejść do spółki, choć szansę na wykupienie udziałów miało 400 osób. Ci, którzy podjęli ryzyko, musieli pomyśleć o poszerzeniu oferty.
– W tamtych czasach 99 proc. produkcji była przeznaczona dla górnictwa. W tej chwili stanowi ono 30 proc. naszych odbiorców, a 70 proc. to inne branże. Początek lat dziewięćdziesiątych to był dla nas najtrudniejszy okres. Ci, którzy zostali przy kopalniach, stracili. My zyskaliśmy, odchodząc także w inne działania – dodaje Józef Kuśka. Obecnie przedsiębiorstwa muszą zmagać się z kryzysem, ale nic ich już nie zaskoczy, bo mają doświadczenie, a więc być może także receptę na sukces. Pozostaje mieć nadzieję, że młodzi biznesmeni, którzy dopiero zaczynają działalność, wezmą z nich przykład, a wtedy kolejne pokolenia będą świadkami powstawania i rozwoju nowych firm.



Do czołowych zakładów pracy należą także: Elektrownia Rybnik (obecnie zatrudnia ponad tysiąc osób), Rybnicka Fabryka Maszyn (powstała w 1889 roku) i wiele innych. Trudno je wszystkie wymienić. Łączy je tradycja, umiejętność radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych, ale także skuteczność w przeprowadzeniu reform po 1989 roku, otwarcie na nową działalność i wiara w sukces. (MoC)



REGION

Świadkowie przemian

Wieloletni pracownicy najstarszych firm, które przetrwały przemiany, mogą z dumą mówić o swoich zakładach. Dzięki mądrym działaniom szefów mają przecież dobre wspomnienia.
– Pracowałam w Prefbecie jeszcze przed prywatyzacją. Dział kadr proponował nam różne pracy w innych firmach, na zasadzie porozumienia międzyzakładowego. Bardzo mile wspominam każdą chwilę spędzoną w biurze przy ul. Wiejskiej. Skończyłam technikum mechaniczne i z działu finansowego przeszłam do mechanicznego. Każdy zajmował się swoimi obowiązkami, ale bardzo dobrze się znaliśmy. Mieliśmy przecież w przedsiębiorstwie różne dofinansowania z funduszu socjalnego, kolonie, festyny. Takich rzeczy się nie zapomina. Było na pewno inaczej niż w dzisiejszych czasach – mówi Halina Feczko, obecnie pracownica Prefrowu. Zarówno ona, jak i inne osoby z długim stażem równie ciepło wspominają momenty trudniejsze.
Pani Małgorzata pracowała w Transgórze od czerwca 1975 roku aż do marca 2006 roku. Przez te wszystkie lata pięła się po drabinie kariery zawodowej, żeby w końcu znaleźć się w zarządzie firmy. – Pamiętam, jak mieliśmy trudności ze ściągnięciem należności za wykonane usługi przewozowe dla górnictwa i firm współpracujących z kopalniami. W tym czasie byłam odpowiedzialna za finanse. Taka sytuacja powodowała, że niejednokrotnie musieliśmy zastanawiać się, jak znaleźć pieniądze na pensje i jeszcze zapłacić naszym dostawcom – przyznaje pani Małgorzata. Z perspektywy czasu przyznaje, że firma utrzymała się na rynku regionalnym dzięki przeprowadzeniu zmian w profilu swojej działalności oraz poszerzeniu oferty. Niektóre z zakładów pracy czy też fabryk zniknęły, a w miejscu dawnych budynków powstały duże centra handlowe, hipermarkety lub inne firmy. Tak stało się w przypadku np. starego browaru oraz garbarni. Dziś pamiętają o nich tylko osoby, które zajmują się dziejami miasta, i historycy amatorzy. –Niektóre nieistniejące już przedsiębiorstwa miały ogromne znaczenie dla Rybnika. Nie chodzi tylko o warstwę ekonomiczną, chociaż często zatrudniały ponad stan, ale także o ich markę, która przyciągała tu ludzi z różnych zakątków Polski. Wystarczy poszukać genezy powstawania bloków. W wielu do dziś mieszkają przecież rodziny, które przyjechały tutaj za pracą – mówi Bogdan Kloch, dyrektor rybnickiego muzeum.

Komentarze

Dodaj komentarz