20023806
20023806


Były sołtys Kamienia Wiktor Mrozek osiadł z żoną Agatą w Turzyczce, na obrzeżach Wodzisławia, w domu, który wybudował razem z bratem na ojcowiźnie.- Sołtysem byłem 23 lata, od 1973 roku. Kiedy tylko nim nastałem, chciałem się budować w Kamieniu. Ale ówczesny przewodniczący rady mówi mi tak: jak chcesz, to ja ci zezwolenie dam, ale pamiętaj, że może przyjść do budowy tego polderu i będziesz musiał pożegnać się z Kamieniem.Zrezygnował więc, zwłaszcza że o polderze mówił mu też ojciec. Choć w Kamieniu mieszkał z żoną w lichej chatce i miał już nawet przywieziony materiał na nowy dom, nie podjął budowy.Żona zamieszkała w Turzyczce w marcu 1994 roku. Pan Witold jeszcze dwa lata sołtysował w Kamieniu, pilotował wysiedlenia. Po przeprowadzce szybko się zaaklimatyzował, w końcu wrócił „na swoje”. Co innego pani Agata, mieszkanka kamienicy od pokoleń.- Płakałach, jak my się kludzili. Trzeba było dostosować się do ludzi. Chłopom jest łatwiej.Do dziś nie ma koleżanek, choć z sąsiadami żyje w zgodzie. Kiedy już chce „poklachać”, idzie do siostry. W Kamieniu było ciężko, ale przynajmniej czuła, że jest u siebie. Przez całe życie pracowała w gospodarstwie i na roli. Doglądając krów czy gęsi, niejednokrotnie brodziła w wodzie, która zalewała ich pola. Od wilgoci nabawiła się różnych chorób.Państwo Antonina i Jan Jandurowie w Kamieniu mieszkali od urodzenia. Tam się poznali, pobrali, pracowali. Za pieniądze z wysiedlenia kupili dom w Turzy, ładny, urządzony, lepszy od poprzedniego. Jedynie otynkowali go z zewnątrz. Mimo to źle znoszą życie w nowym miejscu.- Z jednej strony cieszy nas, że nie ma tu powodzi, ale... Gdyby wysiedlali 20-30 lat wcześniej, byłoby dobrze. A tak - na starość spróbuj się pan zakorzenić w nowym miejscu. Młody to jeszcze, on by się pewno ucieszył. Przystałam na to, co mam, na głowę mi nie pada, poza tym idzie mi z górki.Dom kupili w 1996 roku. Postanowili się wprowadzić do niego dopiero w przyszłym roku po żniwach. Powódź z lipca 1997 roku zabrała cały ich majątek. Kilka sprzętów udało im się wnieść na strych, na którym przeczekali największą wodę.- Wtedy to się człowiekowi uświadamia, że najważniejsza jest woda i suchy chleb. No, mój mąż był szczęśliwy, że wziął ze sobą kilka paczek popularnych. Bez nich nie wytrzymałby.Jandurowie mieli nowy dom i poza tym nic. Na starość musieli urządzać się od początku. Znajomi mądrzyli się, że trzeba było wcześniej się wyprowadzić. Antonina i Jan też się zastanawiali, czemu tego nie zrobili. Kto jednak mógł przewidzieć taką powódź! Kamień zalewało wcześniej, najbardziej w 1985 roku, ale w ich domu wody było tylko po kostki.Wiktor Mrozek pamięta, że kiedy pierwszy raz na zebraniu wiejskim pojawił się temat wysiedlenia, większość ludzi nie chciała nawet o tym słyszeć. Nie wierzyli w powstanie polderu i konieczność wysiedlenia całej wsi.- Myśleli, że wykupione zostaną dwa-trzy domy i na tym się skończy. Nikt nie chciał być tym pierwszym. Dlatego pierwsza wywłaszczona została krewna żony, potem ja. Chciałem sprzedać swój dobytek na końcu, ale widziałem, że ludzie nie są zdecydowani, dlatego pomyślałem, że trzeba dać im przykład.Inwestorem była wówczas Okręgowa Dyrekcja Gospodarki Wodnej. Proponowała w zamian inny budynek lub pieniądze. Ludzie woleli to drugie, choć nie zadowalał ich sposób wykupywania gospodarstw - najpierw budynków, potem gruntów. Woleliby od razu dostać pieniądze za wszystko. Odszkodowania były proporcjonalne do wartości majątku, tak że każdy mógł kupić sobie podobny dom do tego, w którym mieszkał.Ogółem w latach 1990-97 wysiedlono 52 budynki. Teraz Kamień to pustkowie z przeoranymi drogami, resztkami murów, kupkami ceglanych odłamków i popękanych szyb. Pola i łąki porastają chwastami i krzewami. Mrozkowie kiedyś pojechali zobaczyć swoją wieś. Niczego nie poznali. Nie byli w stanie sobie przypomnieć, gdzie co było.

Komentarze

Dodaj komentarz