Alojzy Hanc z sześcioletnim labradorem Maksem, swoim niezastąpionym towarzyszem i pomocnikiem
Alojzy Hanc z sześcioletnim labradorem Maksem, swoim niezastąpionym towarzyszem i pomocnikiem


Swego czasu w media głośno było o historii niewidomej Jolanty Kramarz, prezes fundacji Vis Maior, która porusza się z psem przewodnikiem. W 2007 roku nie wpuszczono jej do jednego z marketów sieci Carrefour. Kobieta wniosła wówczas przeciwko koncernowi pozew, żądając przeprosin i wpłacenia 25 tys. zł na cel społeczny. Jak pisała w jednym ze swych felietonów na łamach magazynu „Pochodnia”, sprawie przyglądała się Helsińska Fundacja Praw Człowieka, która ów incydent poczytała za przejaw dyskryminacji człowieka.
Krok naprzód
Historia zakończyła się ugodą, Carrefour wyraził ubolewanie z powodu zaistniałej sytuacji i zobowiązał się wpłacić 10 tys. zł na fundację. Całe to wydarzenie zwróciło uwagę społeczeństwa na sytuację niewidomych w naszym kraju. Rok później ustanowiono wreszcie prawo chroniące ociemniałych i ich przewodników, które weszło w życie z początkiem tego lata. Teraz nikt nie może już więc wyrzucić za drzwi pomocnego czworonoga. Postanowiliśmy dowiedzieć się, na ile zmieniło ono sytuację osób, które mają kłopoty ze wzrokiem.
Zapytaliśmy o to Alojzego Hanca, członka wodzisławskiego koła Polskiego Związku Niewidomych, który od 14 lat porusza się z psem przewodnikiem. Usłyszeliśmy, że ani on, ani jego niewidomi znajomi, którzy korzystają z pomocy psa, nie spotkali się z nieprzyjemnościami ze strony właścicieli sklepów czy pracowników różnych instytucji. – Na szczęście mnie nigdy nie zwrócono uwagi ani w autobusie, ani w żadnym z urzędów – mówi pan Alojzy.
Była dyskryminacja
I dodaje, że mimo wszystko takie przejawy dyskryminacji i naruszania godności niewidomych w Polsce miały miejsce. – Najczęściej chyba z powodu niewiedzy albo dlatego, że ktoś w porę nie zauważył białej laski – opowiada pan Alojzy. Jak dodaje, to, że w końcu w Polsce poruszono ten problem, jest dużym krokiem naprzód. Teraz niepełnosprawni wraz z asystującym im psem mają bowiem prawo wejść do urzędów, instytucji kultury czy nauki, placówek opieki zdrowotnej, sklepów, lokali gastronomicznych czy środków transportu.
Ponadto osoba niepełnosprawna nie jest zobowiązana prowadzić psa na smyczy ani w kagańcu. Niewidomych jednak dziwi, dlaczego w nowelizacji ustawy nie określono sankcji, jakie grożą za nieprzestrzeganie nowego prawa. W takim wypadku osoby, które dopuszczą się złamania przepisów, teoretycznie mogą czuć się bezkarne. Alojzy Hanc podkreśla także, że psa przewodnika z pewnością miałoby więcej ociemniałych, gdyby ktoś wsparł ich finansowo.
Brak systemu
– Niestety, w Polsce nie ma żadnego systemu, który zabezpieczałby pieniądze na przygotowanie czworonoga do pracy z niewidomymi, szkolenia, badania lekarskie czy jego utrzymanie. Pieniądze na szkolenia są wtedy, gdy przyzna je PFRON lub dadzą prywatni sponsorzy – informuje pan Alojzy. Wypada dodać, że niewidomy musi spełnić określone warunki, żeby w ogóle móc mieć psa przewodnika. Przede wszystkim musi umieć poruszać się o lasce i być przeszkolony z orientacji przestrzennej, gdyż pies nie będzie myślał za właściciela.
– Pies przewodnik usprawni poruszanie się, pomoże i zabezpieczy przed przeszkodami, jednak szkolony jest w pewnych komendach typu: prowadź prosto, prowadź sam, lewo itp. Oczywiście nie kończy się na szkoleniu w ośrodku tresury. W swoim nowym miejscu zamieszkania i ze swoim nowym właścicielem pies uczy się nowego życia. Staje się po prostu drugą parą oczu człowieka ociemniałego – podsumowuje pan Alojzy.


Przyjmuje się, że problemy wzrokowe w Polsce może mieć nawet 200 tys. osób, aczkolwiek Polski Związek Niewidomych zrzesza 68 tys. osób. Ok. 10 proc. z nich to osoby całkowicie niewidzące. Natomiast w kraju pracuje tylko ok. 120 psów przewodników.

Komentarze

Dodaj komentarz