Jak mówi Liliana Sobańska, szefowa jaworzniańskiej prokuratury, na trop afery wpadli policjanci, którzy ustalili, że część pracowników Zakładu Górniczego Sobieski legitymuje się dziwnymi świadectwami. Nie uczestniczyli bowiem w żadnych kursach, nie zdawali też egzaminów, ale mieli dokumenty, że są zawodowymi górnikami. Z takim papierkiem łatwiej o pracę i wyższe zarobki, ale najpierw trzeba ukończyć kurs i zdać egzamin właśnie w rybnickim ośrodku SITG. Górnicy woleli zapłacić jednak szefowi albo członkom komisji egzaminacyjnej.
– Jedni robili to osobiście, inni przez pośredników. Kwoty łapówek wynosiły od 300 do 700 zł – mówi prokurator Sobańska. Główny podejrzany to Jan K., przewodniczący komisji, ponieważ z ustaleń wynika, że wszystkie pieniądze przechodziły przez jego ręce i w większości u niego zostawały. Mężczyzna już w grudniu 2007 roku trafił do aresztu, potem zwolniono go za kaucją w wysokości 20 tys. zł i zabezpieczono jego majątek na poczet przyszłych kar. Zarówno jemu, jak i dwóm członkom komisji postawiono zarzuty przyjmowania łapówek w związku z pełnieniem funkcji publicznej i poświadczania nieprawdy, bo na fikcyjnych dokumentach figurowały ich podpisy.
Pośrednicy usłyszeli zarzuty wręczania łapówek, a górnicy wręczania łapówek, używania fałszywych dokumentów oraz wyłudzenie wynagrodzenia. 84 osoby z blisko 140, które w związku z tą sprawą znalazły się w kręgu zainteresowania prokuratury, przyznały się do winy, złożyły wyjaśnienia i dobrowolnie poddały się karze. Pozostałe twierdzą, że są niewinne.
Jak wyjaśnia prokurator Liliana Sobańska, w gronie podejrzanych na razie nie ma żadnego górnika z naszego regionu. Jeszcze nie wiadomo, ile tytułem łapówek przyjęli Jan K. i członkowie komisji, bo śledztwo wciąż trwa. Same tylko akta sprawy głównej liczą około 40 tomów. Wszystkim oskarżonym grozi do 10 lat więzienia. (MS)
Komentarze