Kanary biją czy się bronią?


Dzień wcześniej – jak do naszej redakcji pisze oburzona Czytelniczka, która jechała wspomnianym autobusem – bilety sprawdzali ci sami kontrolerzy. Byli bez identyfikatorów, zachowywali się po chamsku. Zaś feralnego dnia znów się pojawili. Autobusem jechali w większości ci sami pasażerowie, co zawsze, do pracy. Na wysokości przystanku Kamyczek rewizorzy mieli już zebrane dowody osobiste gapowiczów. Młody mężczyzna prosił kontrolera, aby wypisał mandat szybciej, bo on wysiada na PKP. Kontrolerzy wyraźnie się ociągali. Kiedy autobus zatrzymał się na przystanku, chłopak wysiadł, ale nogę pozostawił w drzwiach. Prosił o oddanie dowodu, mówiąc, że inaczej będzie to zagarnięcie mienia.
Rewizor odparł, że to będzie porzucenie mienia i wciągnął go do środka. Założył chwyt i powalił na ziemię. Siedział na nim, dusząc go, a drugi siedział mu na nogach. Ludzie krzyczeli, żeby go puścił, bo facet robił się siny. Nic nie pomogło, kontroler zachowywał się jak w amoku, krzycząc do duszonego mężczyzny, że tacy jak on niedawno go pobili. – Przyjechała policja, złożyłam zeznania jako jedyna, ponieważ pozostali pasażerowie stwierdzili, że nie chcą być ciągani na komendę. Kontroler też złożył zeznania, oczywiście na swą korzyść. Interweniowałam również w siedzibie przewoźnika. Tam, krótko mówiąc, odesłano mnie z kwitkiem. Sekretarka oświadczyła bowiem, że kontroler zachował się adekwatnie do sytuacji – pisze Czytelniczka. Rewizor opisuje zdarzenie nieco inaczej. Stwierdza, że ów młody mężczyzna wysiadł na przystanku i trzymał nogę w drzwiach, uniemożliwiając autobusowi dalszą jazdę. Dlatego złapał za torbę i wciągnął go do środka, ten zaś chwycił go za koszulę. Rewizor odebrał to jako atak na siebie. Mężczyznę obezwładniono. Kontroler dodaje, że inny mężczyzna (niewykluczone, że podróżujący z zatrzymanym) wyrwał notatnik drugiemu rewizorowi i zaczął uciekać. Tamten pobiegł za nim. W komendzie policji nie ma śladu po tym zdarzeniu. Jak zapewnia jej rzecznik, zajście musiało zostać zakwalifikowane jako asystowanie rewizorom. Na policję nie wpłynęła skarga żadnej ze stron.
Zarząd Transportu Zbiorowego zna tę sprawę. Dyrektor Kazimierz Berger nie zajmuje stanowiska, pozwala mi wysłuchać wersji rewizora, przedstawionej wyżej. Później wyjaśnia, że sprawca zamieszania ma do zapłacenia 390 złotych! – 90 za jazdę bez biletu, a 300 za bezprawne zatrzymanie autobusu – precyzuje. Nie chce ujawnić jego personaliów. Dodaje jedynie, że przyznał się do jazdy na gapę, natomiast nie zgadza się z nałożeniem na niego kary w kwocie 300 zł. Przedstawił swoją wersję, ale nie wniósł skargi na rewizora. Jeśli nie zapłaci kary, zajmie się nim sąd grodzki.



Jaki będzie finał tej sprawy? Niebawem się okaże. Jeżeli (zastanawiam się, czy użyć słowa poszkodowany, czy napastnik) mężczyzna nie zapłaci pełnej sumy, sprawa trafi do sądu grodzkiego, który rozstrzygnie, czy kara w wysokości 300 zł została nałożona słusznie. W związku z zajściami w autobusie linii 13 nasuwa mi się jeszcze jedno pytanie: czy ktoś kontroluje rewizorów? (and)

1

Komentarze

  • korffd wszyscy sie cepiacie kontrolerów 15 października 2009 09:19a może wystarczyło by kupowac uczciwie bilet i nie było by zadnego problemu?????? wtedy nikt was nie bedzie spisywac a oni byli by bez pracy...

Dodaj komentarz