Spodziewaliśmy się, że robotnicy natrafią tu na jakieś kości. Ale że będzie ich aż tyle? To przerażające zaskoczenie – mówi ks. Kazimierz Kopeć, pokazując miejsce znaleziska
Spodziewaliśmy się, że robotnicy natrafią tu na jakieś kości. Ale że będzie ich aż tyle? To przerażające zaskoczenie – mówi ks. Kazimierz Kopeć, pokazując miejsce znaleziska

W Brzeziu aż huczy od kolejnych hipotez – wszyscy zastanawiają się, w jakich okolicznościach i kiedy mogiła powstała...
Kości znaleziono na terenie starego cmentarza, którego część w latach siedemdziesiątych przeznaczono pod parafialny parking. Jak wyjaśnia ks. Kazimierz Kopeć, proboszcz brzeskiej parafii pw. śś. Mateusza i Macieja, stary cmentarz tuż przy kościele dzielił się na dwie części – parafialną i popularnie nazywaną pod płotem, gdzie spoczywali bezdomni, samobójcy i niewierzący. Właśnie tą część cmentarza przeznaczono pod parking.
– Spodziewaliśmy się, że przy budowie kanalizacji robotnicy mogą natrafić na ludzkie szczątki. Ale nie spodziewaliśmy, że będzie ich tak dużo! – mówi proboszcz Kopeć.

Tylko czaszki i golenie
Co najbardziej dziwi, w dole o głębokości około metra znajduje się kilkaset ludzkich kości, ale tylko czaszki i golenie. Ułożone są bez żadnego porządku... – Wygląda na to, że po prostu je tu wrzucono. Nie ma żadnych śladów pochówku ani kawałka ubiorów czy trumien. Nie ma więc niczego, co można by zbadać – stwierdza Joanna Muszała-Ciałowicz, miejski konserwator zabytków i szefowa Muzeum w Raciborzu.
– Wstępnie ustaliliśmy, że kości pochodzą z czasów pierwszej połowy XX wieku. Nie mają więc dla nas wartości archeologicznej. Powinny być ewentualnie źródłem dociekań dla historyków – dodaje Romuald Turakiewicz, kierownik działu archeologii w raciborskim muzeum.
Tymczasem w Brzeziu aż huczy od rozmaitych hipotez dotyczących pochodzenia zbiorowej mogiły. Jedna bardziej szokująca od drugiej. Na przykład Józef Malcharczyk, jeden z najstarszych mieszkańców Brzezia, twierdzi, że kości trafiły tu z działającej od 1876 roku fabryki Ceres, zwanej przez miejscowych „Kościarnią” – zwierzęce kości przetwarzano tu na klej.
– Podobno razu pewnego zamiast zwierzęcych kości przywieziono ludzkie. W wielkiej tajemnicy majster nakazał je gdzieś zakopać, bo nie nadawały się do produkcji. Trafiły pod płot na parafialnym cmentarzu – opowiada pan Józef, powołując się na opowieści, jakie słyszał od swojego ojca Wincentego. – On był komendantem ochotniczej straży pożarnej w Brzeziu od czasów pierwszej wojny światowej aż do 1934 roku. Wiedział więc, co dzieje się w niewielkiej miejscowości – przekonuje mężczyzna.

Hipoteza goni hipotezę
Rozmawialiśmy jednak z Anielą Cuber, której ojciec Izydor Machowski był wspomnianym przez pana Józefa majstrem w „Kościarni”. Kobieta odrzuca tę wersję wydarzeń. – Ojciec pracował tam od 1904 roku aż do lat sześćdziesiątych. Nigdy nie wspominał o czymś takim, choć często rozmawiał o swojej pracy – mówi pani Aniela.
Być może ojciec zachował dla siebie to przerażające wydarzenia z pewnego dnia pracy? – Nie sądzę. W naszym domu rozmawiano o wszystkim. Nie było tematów, które ukrywano by przed dziećmi – odpowiada Aniela Cuber.
Najbardziej prawdopodobne wydają się natomiast wspomnienia innej starszej mieszkanki Brzezia. Helena Burek przypuszcza, że to pozostałości po grobach, na które natrafili robotnicy budujący przykościelny parking w latach siedemdziesiątych. – Ludzie mieli za złe ówczesnemu proboszczowi, że likwiduje część cmentarza. Ale parking był podobno niezbędny i nie było innego miejsca. Może w trakcie robót dokopano się do jakichś kości i te większe zebrano razem i przysypano ziemią? – pyta pani Helena, ale zaraz potem dodaje, że w tak małej miejscowości jak Brzezie na pewno sprawa ujrzałaby jednak światło dzienne.
W żadną z tych hipotez nie wierzy dzisiejszy proboszcz parafii w Brzeziu, ks. Kazimierz Kopeć, który podkreśla, że w parafialnych księgach nie ma ani słowa na ten temat.
– Choć mogłoby tak być, że robotnicy budujący parking w tajemnicy i dla świętego spokoju zakopali kości, na które natrafili – przyznaje duchowny. I dodaje, że ma swoje przypuszczenia. – Mogą to być ofiary zarazy, jaka na przełomie XIX i XX wieku dotknęła pobliską Lubomię. Podobno ofiar było tak dużo, że nie było już gdzie ich grzebać. Być może część nieboszczyków przywieziono do Brzezia? – zastanawia się ks. Kopeć.

To nie zaraza
Paweł Newerla, historyk i badacz dziejów ziemi raciborskiej, uważa, że w zasadzie każda z tych opowieści może być prawdziwa. Choć wskazuje też, że najmniej prawdopodobną wydaje się ta dotycząca „Kościarni”.
– Przez przypadek do fabryki mogły trafić ludzkie kości, ale nigdy nie pogrzebano by ich w tajemnicy na parafialnym cmentarzu. Musiałby się na to zgodzić proboszcz, a zapewne nie byłby temu przychylny, bo wśród nieznanych kości mogły się też znaleźć należące do innowierców. Gdyby ksiądz wydał zgodę na ich pochówek, to zapewne byłoby to odnotowane w parafialnych księgach – wyjaśnia Paweł Newerla i dodaje, że przed drugą wojną światową nie można było takich kościelnych spraw zamiatać pod dywan.
Według raciborskiego historyka, mało prawdopodobna jest też opowieść o ofiarach zarazy w Lubomi.
– W samym Raciborzu w latach 1846-47 było ponad 200 ofiar zarazy. Są trzy cmentarze, gdzie grzebano trędowatych i ich lokalizacja nie jest żadną tajemnicą. Dlaczego więc w Brzeziu miałoby być inaczej? – mówi Paweł Newerla, ale zaznacza: – To jedynie moje osobiste przemyślenia.
Nikt nie wypowie się w tej sprawie jednoznacznie, dopóki nie będzie informacji o wieku tych kości. To zadanie dla antropologów, ale zgodę musiałaby wydać prokuratura – twierdzi historyk.

Świadectwo tragedii
Prezydent Raciborza powiadomił o znalezisku w Brzeziu zarówno prokuraturę, jak i policję. Obydwie instytucje początkowo odmówiły jednak zajęcia się sprawą. Prokuratura podkreśla, że znalezisko nie nosi znamion przestępstwa, policja twierdzi z kolei, że jest od ścigania przestępców. Proboszcz parafii pw. śś. Mateusza i Macieja cały ubiegły tydzień zachodził w głowę, co będzie dalej z wykopanymi szczątkami, które leżały przykryte folią?
– Będą pogrzebane w wyznaczonym przez proboszcza miejscu na cmentarzu. Na razie czekamy na decyzję powiatowego inspektora sanitarnego o ich ekshumacji – mówi Anita Tyszkiewicz-Zimałka, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Racibórz.
Jak zapewnia ks. Kazimierz Kopeć, szczątki pogrzebane będą teraz z należytym szacunkiem.
– Pracownicy firmy pogrzebowej, która dokona ekshumacji, ułożą je w drewnianych skrzyniach. Złożymy je do wspólnego grobu na starym cmentarzu. Odbędzie się zwyczajna ceremonia pogrzebowa – zapowiada proboszcz parafii śś. Mateusza i Macieja w Raciborzu Brzeziu.
A co z tajemnicą ich pochodzenia? Co ciekawe, sami mieszkańcy Brzezia nie są pewni, czy zanim kości trafią powtórnie pod ziemię, powinny zostać zbadane. Twierdzą, że niewiele by to zmieniło.
– Może tylko udałoby się uciąć niektóre z hipotez. Ale kogo to tak naprawdę dziś interesuje? Chyba tylko dziennikarzy nas odwiedzających. Trudno oceniać, która opowieść jest bliższa prawdy. Uważam, że na pewno takie wydarzenie, jak masowy pochówek, nie przeszłoby bez echa w tak małej zbiorowości, nawet jeśli zostałoby zrobione w wielkiej tajemnicy – twierdzi Małgorzata Rother-Burek, pasjonatka dziejów brzeskiej parafii i redaktorka gazety „Brzeski Parafianin”.
– To odkrycie to po prostu świadectwo jakiejś ludzkiej tragedii. Chyba nie warto jej dziś roztrząsać – stwierdza ks. proboszcz Kazimierz Kopeć.

Komentarze

Dodaj komentarz