W ostatnich latach sporo zainwestowaliśmy w ochronę środowiska – mówi kierownik Kazimierz Malinowski
W ostatnich latach sporo zainwestowaliśmy w ochronę środowiska – mówi kierownik Kazimierz Malinowski

Jeśli jednak podtrzyma on tę decyzję, asfaltownia przestanie istnieć, a pracę straci co najmniej 30 osób.
Wiemy, że jest kryzys, ale stoimy na straży przestrzegania przepisów o ochronie środowiska. Nie możemy przymykać oczu na przekraczanie krytycznych norm emisji związków chemicznych szkodliwych dla zdrowia, i to od dłuższego czasu – podkreśla Anna Wrześniak, śląski wojewódzki inspektor ochrony środowiska. Jak przypomina, WIOŚ zainteresowała się działalnością asfaltowni na skutek interwencji mieszkańców. Kontrola, jaką przeprowadzono w listopadzie 2008 roku, wykazała przekroczone normy emisji tlenków siarki i azotu oraz węglowodorów. Ostatecznie zakładowi dano czas do 15 maja tego roku na poprawę. W czerwcu okazało się, że stężenia węglowodorów nadal są przekroczone, a produkcji wciąż towarzyszą pył i uciążliwy zapach.
– W tej sytuacji musieliśmy nakazać zamknięcie linii produkcji asfaltu – stwierdza Anna Wrześniak. Na decyzję głównego inspektora ochrony środowiska trzeba poczekać. Do tego czasu asfaltownia może działać. – Uważamy, że inspektorzy z Katowic wydali decyzję niezgodnie z prawem. Stężenia węglowodorów są przekroczone, ale nie więcej niż o 10 proc. Mieszczą się zatem w dopuszczalnych normach – podkreśla Piotr Malczewski, główny specjalista ds. marketingu i analiz w RPRD. Problem w tym, że inspektorzy wojewódzcy odnoszą wyniki swoich badań do pozwolenia, jakie wydało wodzisławskie starostwo, tymczasem dopuszcza ono o wiele niższe stężenia emisji związków chemicznych niż obecne normy.
– Wina leży po naszej stronie, bo sami tak to określiliśmy we wniosku do starosty. Sęk w tym, że przez wiele lat nikt tego nie sprawdzał, a urzędnicy powiatowi nie wychwycili błędu – wyjaśnia Kazimierz Malinowski, kierownik asfaltowni. Jak przyznają w RPRD, asfaltownia to być albo nie być firmy. – Gdyby okazało się, że trzeba ją zamknąć, to pracę mogą stracić nie tylko zatrudnione tam osoby. Niewykluczone bowiem, że musielibyśmy ogłosić upadłość całego przedsiębiorstwa – mówi Piotr Malczewski.



Jak zauważa Anna Wrześniak, najlepiej byłoby przenieść produkcję asfaltu w miejsce, gdzie nie przeszkadzałaby ludziom. W pobliżu znajduje się taki teren (tzw. buglowiec w Grabówce, pomiędzy Syrynią a Bukowem), ale należy do PKP. – Wiosną wystąpiliśmy do kolei z propozycją przekazania tych gruntów na potrzeby asfaltowni, ale do dziś nie mamy odpowiedzi – mówi Maria Fibic, wicewójt Lubomi. – Przeniesienie zakładu to koszty. Gdybyśmy mieli pieniądze, to zainwestowalibyśmy raczej w nową otaczarnię w Syryni – stwierdza z kolei Piotr Malczewski z RPRD. (Amis)

Komentarze

Dodaj komentarz