Wandale w natarciu

Dorota Marzęda, magistracka rzecznik, przyznaje, że gmina od lat zmaga się z wandalami. Skutek jest mizerny, bo ledwo z horyzontu znikną ekipy remontowe, do akcji wkraczają wandale. I tak jest na okrągło. – Tymczasem ponowne odnowienie np. przystanku to kolejne koszty. Samo odmalowanie kosztuje 1,5 do 1,7 tys. zł – wylicza pani rzecznik.
Niestety namierzenie winowajców najczęściej graniczy z cudem. W geście rozpaczy władze miasta postanowiły zaapelować do mieszkańców o powiadamianie stosownych służb, jeśli tylko zobaczą osobę niszczącą publiczne mienie, bo to już nie są żarty. Efekty działania wandali widać przecież nie tylko na przystankach, płotach czy murach, ale nawet na znakach drogowych, choć takie wyczyny należy traktować w kategoriach zbrodni. Nie trzeba mieć chyba przecież wielkiej wyobraźni, żeby uświadomić sobie, że może to doprowadzić do czyjejś śmierci. Nieczytelny znak zwykle bowiem oznacza wypadek. Praktycznie na każdej ulicy w mieście znaleźć można znaki drogowe wymalowane sprejem, farbą czy obklejone trudnymi do zdjęcia kartkami, naklejkami, a nawet ogłoszeniami. Najwięcej zniszczonych znaków można zobaczyć w dzielnicy Kleszczówka. Miasto dokumentuje spustoszenia i naprawia to co, zniszczyli wandale. Jeśli znajdzie tego, kto przykleił dane ogłoszenie czy anons, obciąża go kosztami robót, ale udaje się to sporadycznie, więc tak naprawdę za wyczyny wandali płacimy wszyscy. Czasami upaćkany czy obklejany znak da się wyczyścić. Problem w tym, że jeśli pozostanie on czysty przez kilka dni, to i tak jest ogromny sukces. Z reguły bowiem już nazajutrz znowu bywa zapaćkany. Koszty wymiany pojedynczego znaku nie są porażające. Jednak jeśli przyjdzie ich wymienić kilkadziesiąt, wtedy mowa już o poważnych pieniądzach. Jak bowiem informuje rzeczniczka, wymiana jednej tablicy to wydatek około 200 zł. W sierpniu w całych Żorach wymieniono 50 znaków. Zrobiła się więc niezła sumka, bo jakieś 10 tys. zł. Aż 25 znaków i tablic drogowych padło ofiarą wandali.

Komentarze

Dodaj komentarz