20024209
20024209


54-letni Józef Figura jest pogodnym człowiekiem. Przynajmniej takie sprawia wrażenie. Tymczasem jego życie jest jednym pasmem nieszczęść. Kolejne dramaty wyłaniają się z każdym wypowiadanym zdaniem. Żona zmarła na białaczkę. Dwudziestosiedmioletni syn Darek jest chory. Urodził się z porażeniem nerwów. Podobno jest to efekt przyjmowania przez matkę leków w czasie ciąży. Darek wymaga stałej opieki specjalistów. Jedenaście lat spędził w Domu Pomocy Społecznej w Krakowie, a od kilku tygodni przebywa w Domu Opieki Społecznej w Krzepicach za Częstochową. Tam już będzie do końca swoich dni. Wiekowy ojciec pana Józefa jest natomiast pensjonariuszem Domu Pomocy Społecznej „Złota Jesień” w Raciborzu.Józef Figura z żoną mieszkali w Studziennej, w starym, rozpadającym się domu po rodzicach. Dwanaście lat przepracował w Zakładach Elektrod Węglowych. W tym czasie zachorowała jego żona. Z rakiem walczyła dziesięć lat. Opiekujący się nią mąż więcej przebywał na urlopie niż w pracy. Doradzono mu, by się zwolnił. Potem pracę znalazł w prywatnej firmie dekarskiej. Kiedy zmarła żona, przez pewien czas mieszkał samotnie. Dom był w tak fatalnym stanie, że nie nadawał się nawet do remontu. Przygarnęła go pewna kobieta mieszkająca z dziećmi. Wynajmował u niej pokój. Na obiady chodził do jadalni przy ul. Sienkiewicza. Wszystko było dobrze do momentu, gdy stracił pracę. Znalazł się wśród pięciu pracowników zwolnionych w ramach redukcji etatów. Momentalnie kobieta wymówiła mu mieszkanie:- Kiedy miałem pieniądze, regularnie płaciłem jej za pokój, wyżywienie. Ona utrzymywała się tylko z alimentów, więc moje pieniądze jej pomagały. Mówiłem jej, że przecież mogę znów znaleźć jakąś robotę. Stwierdziła, że w moim wieku jest to niemożliwe, i kazała mi się wynosić.I tak został bezdomnym. Czuł się fatalnie. Przemilcza szczegóły z tamtego okresu. Opowieść kontynuuje od ośrodka pomocy społecznej, do którego trafił, próbując zacząć nowe życie. W OPS doradzono mu, by zgłosił się do Domu dla Bezdomnych „Arka N”, należącym do fundacji SOS Dzieciom.- Mówili mi, że nie będę musiał nigdzie się włóczyć i że tam zyskam pełną pomoc. Zgodziłem się i dostałem skierowanie.W Domu mieszka od roku. Chwali sobie nowy kąt, mówi, że jest tu o wiele lepiej niż w poprzednim mieszkaniu. Całymi dniami pracuje z kolegą w gospodarstwie. O ile nigdy wcześniej nie miał do czynienia z trzodą, to teraz ma pod opieką tuzin prosiaków, cztery kozy, dwa konie i ponad czterdzieści kur. Odór momentami okropny, ale - jak mówi - do wszystkiego można się przyzwyczaić. Wystąpił o rentę inwalidzką, miesięcznie dostaje 418 zł. Kiedy pieniądze ma już w ręku, kupuje słodycze i jedzie w odwiedziny do syna. Resztę funduszy przeznacza na swoje utrzymanie. Jak długo będzie jeszcze w Arce N? Nie wiadomo.Zgoła odmienna jest historia 45-letniego Bronisława Drapy, który, jak sam mówi, w życiu doświadczył wszystkiego: alkoholizmu, narkotyków, zerwanego związku z kobietą, odsiadki w zakładzie karnym, spania w melinach i piwnicach. Sięgnął dna, teraz próbuje się od niego odbić.Z pracy wyleciał za pijaństwo. Z taką uwagą w „papierach” nikt nie chciał przyjąć go na etat. Zresztą nie dziwi się temu. Od czasu do czasu podłapywał jakąś fuchę na czarno. Zarobione pieniądze przepijał. Z rozbrajającą szczerością przyznaje, że z trunków nie próbował jedynie paliwa rakietowego.Kilkanaście lat żył w konkubinacie. Mieszkali w lokalu socjalnym przy ul. Skłodowskiej. Rozstali się i sąd kazał mu płacić miesięcznie 180 zł alimentów na syna. Nie płacił, bo co zarobił, przepił. Była konkubina wytoczyła mu proces. Sąd skazał go na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. To było ostrzeżenie. Nie zdało się na nic - dalej nie płacił alimentów, bo mówi, że nie miał z czego. Na rok wylądował w zakładzie karnym. Wyszedł z niego jesienią w 1997 roku. W swoim mieszkaniu zastał obcych lokatorów. Okazało się, że konkubina wyjechała z synem do Niemiec. Kiedy się wymeldowała, pan Bronisław stracił do lokalu wszelkie prawa.- Nie zgłaszałem się do żadnej pomocy społecznej. Miałem trochę pieniędzy, zarobionych jeszcze w zakładzie karnym. Odwiedziłem kolegów. I co się robiło z nudów? Piło. Było już ze mną bardzo niedobrze. Miałem cztery próby samobójcze. Odżyłem dopiero dzięki kierownikowi domu dla bezdomnych. Bez jego pomocy bym umarł. Pokazał mi, że można inaczej żyć.W Arce N jest pięć lat. Był to ciężki okres, bo odznaczał się ciągłymi nawrotami pijaństwa. - Trzy razy lądowałem na odwyku. Miałem problemy z nawrotami alkoholizmu. Ale tak myślę, że jak ktoś pochodzi z rodziny patologicznej, wychowywała go ulica, to trudno z dnia na dzień przestać pić.Wciąż ma zakusy na alkohol, ale czuje się coraz silniejszym. Nie fizycznie, ale mentalnie. Raz w tygodniu uczestniczy w zajęciach grupy „Ku zdrowiu”, podczas których spotykający się, opowiadają o swoich kłopotach, ciągotach do alkoholu. Nawzajem wspierają się w walce z nałogiem. Spotkania prowadzi Zenon Stube, który sam był alkoholikiem. Nie pije już od 17 lat.Problemy z alkoholem nie dotyczą wszystkich lokatorów ośrodka. Każdy natomiast wyraził chęć uczestniczenia w trzystopniowym programie wychodzenia z bezdomności, dzięki któremu ma szansę zamieszkać w swoim mieszkaniu. Jego współautorem jest wspomniany już Zenon Stube. Program nadzoruje gmina, która na jego realizację wykłada znaczną część pieniędzy. Do Domu przyjmowane są osoby ze skierowaniami z OPS-u. Są to mieszkańcy Raciborza, ale też innych miast i gmin województwa śląskiego. Tu odbywają pierwszy etap - na powrót uczą się obowiązkowości, przypominają sobie, co znaczy regularne sprzątanie, mycie się, przestrzeganie przepisów itd. Tu próbują również pozbyć się nałogu pijaństwa, gdyż w domu panuje absolutny zakaz spożywania jakiegokolwiek alkoholu. Nikt z przebywających w ośrodku nie może też być w stanie wskazującym na spożycie.- Kiedy już lokator jest przygotowany i ma stały dochód, czyli pracę albo jakiś zasiłek czy rentę, przenosimy go do mieszkania readaptacyjnego w budynku należącym również do fundacji. Tam mieszka, reguluje rachunki, wciąż jednak przebywa pod naszą kuratelą. Jeżeli zda egzamin z samodzielności, przeprowadza się do mieszkania socjalnego w zasobach miasta. Wniosek o przyznanie takiego mieszkania lokator składa jeszcze podczas pobytu w Domu - mówi Zenon Stube.Po trzech latach wdrażania programu śmiało można stwierdzić, że okazał się sukcesem: z bezdomności wyszły 53 rodziny, 141 osób. Nieprzypadkowo zatem w Raciborzu pod koniec września odbyła się trzydniowa konferencja „Skazani na bezdomność?”.W ciągu najbliższych kilku tygodni swoją szansę dostanie pan Bronisław. Od razu pójdzie do zasobów socjalnych. Czynsz i media zapłaci z renty inwalidzkiej. Stara się również o rentę socjalną. Po przeprowadzce zamieszka w centrum miasta. Cieszy się z możliwości łatwiejszego kontaktu z grupami terapeutycznymi. Ale też może spotkać swoich towarzyszy od butelki. Mimo to nie boi się ponownego popadnięcia w nałóg:- Oni już mnie znają i nie zaczepiają, jak kiedyś, bym się dorzucił do flaszki. Jak teraz pojawiam się w mieście, staram się ich unikać. Kiedy się na nich natknę, zawsze im mówię, że nie mam pieniędzy.

Komentarze

Dodaj komentarz