Jacek „Bazyl” Król prezentuje tatuaż z nazwą zespołu / Dominik Gajda
Jacek „Bazyl” Król prezentuje tatuaż z nazwą zespołu / Dominik Gajda
Muzyka Depeche Mode towarzyszy im w najważniejszych chwilach ich życia. Nazwy zespołu tatuują na ciałach, wypisują na samochodach. Ubierają się na czarno. Noszą fryzury takie jak Dave Gahan, wokalista zespołu. Wielu z nich spędziło w zeszłym tygodniu dwa dni w Łodzi – bo ich zespół dał w hali Atlas Arena aż dwa koncerty – w środę i w czwartek.
Bilety na oba koncerty rozeszły się błyskawicznie. Grupa miała wystąpić w Polsce w ubiegłym roku, na stadionie Gwardii w Warszawie. Występ odwołano z powodu choroby Gahana, lekarze podejrzewali u niego raka jelit. Ostateczie okazało się, że wokalista DM nie jest aż tak poważnie chory. Fani mogli albo zwrócić bilety, albo wybrać się na koncert swoich idoli do Bratysławy. Jacek „Bazyl” Król z Rybnika pojechał do Bratysławy. Kiedy ogłoszono, że zespół zagra w tym roku w Łodzi i to dwa koncerty, nie myślał długo. Postanowił być na obu imprezach! – Nie wiadomo, kiedy DM znów zagra w Polsce. Nie mogłem przegapić takiej okazji – mówi.
Na pierwszy koncert pojechał z żoną Anitą. Potem musiała wrócić do Rybnika, on został w Łodzi. – Miasto było dobrze przygotowane do tych koncertów. Po występach w klubach odbywały się afterparty z muzyką zespołu DM i innych artystów nurtu electro. W pierwszą noc bawiliśmy się w Wytwórni, w drugą w Dekompresji – opowiada.
Same koncerty nie różniły się mocno od siebie. Pierwszego dnia znakomicie wyszła akcja fanów z balonikami. W trakcie utworu „Policy of Truth” fani wypuścili w powietrze setki, a może nawet tysiące baloników (do zobaczenia m.in. na portalu YouTube). Na pierwszym koncercie balonów było po prostu więcej. W środę fanom udało się też odśpiewać fragment utworu „Master and Servant”. Chcieli w ten sposób uprosić, by zespół zagrał ten kochany przez fanów utwór. – Dave zaintonował fragment. Powiedział jednak, że to nie jest piosenka na ten czas, że zaśpiewa ją następnym razem – opowiada Jacek. Drugiego dnia widownia miała zaintonować „Strangelove”, ale nie wyszło.
Jacek „Bazyl” Król (ksywkę ma od imienia ojca) ma 36 lat. Od 16 lat pracuje w kopalni, najpierw na Szczygłowicach, teraz na Boryni. Jest sztygarem. Depeche Mode słucha od 1983 roku. – Mieszkałem z rodzicami w Knurowie. Mieliśmy w piwnicy klub, graliśmy w ping ponga, słuchaliśmy muzyki. Pewnego dnia kolega przyniósł kasetę „Construction Time Again” zespołu Depeche Mode. Wciągnęła mnie ta muzyka – opowiada.
Wspomina, że w latach 80. bycie Depeszem było dosyć ryzykowne. Można było dostać w zęby np. od metali. – Teraz jest spokojnie, jest większa tolerancja, a metalowcy przyjeżdżają na koncerty DM – opowiada.
Przeżył też rok 1990 i wielki boom na Depeche Mode po płycie „Violator”. Wtedy wszyscy słuchali DM. Teraz to znów bardziej muzyka dla wybranych. Do nowej płyty zespołu jeszcze w 100 procentach się nie przekonał. – Brakuje Alana Wildera, który odszedł z zespołu, a był jednym z autorów muzyki – stwierdza. Wilder w kwietniu zagra w Polsce, w... Łodzi. – Niestety, nie mogę jechać, bo synek mojej siostry ma akurat komunię – ubolewa Jacek.
Przy okazji opowiada o swoim synku, 10-letnim Dawidzie. – Miał być oczywiście Dave, ale dziesięć lat temu, kiedy się urodził, nie było takiej możliwości – mówi.
Rybniczanin zaliczył już osiem koncertów DM i jeden solowy Gahana. Do tego dziesiątki zlotów w całej Polsce i nie tylko. – To i tak mało. Są fani, którzy byli na ośmiu koncertach DM na jednej trasie! – mówi.

Komentarze

Dodaj komentarz