20024608
20024608


W Żorach są trzy targowiska: największe przy ul. Folwareckiej, na os. Sikorskiego i os. Powstańców. Na os. Pawlikowskiego jest hala targowa.Miasto wystawiło na przetarg lokal po dyskotece. Firma, która przetarg wygrała, początkowo miała pomysł, by urządzić tam coś na kształt figloraju dla dzieci, skończyło się jednak na koncepcji zabudowania hali boksami do handlowania. Ruszyły prace remontowe i rozpoczęła się kampania reklamowa.- I było zainteresowanie - mówi przedstawiciel firmy, Jacek Michalski. - Wychodziło nam, że większość miejsc będzie zajęta. Podpisywaliśmy umowy na trzy miesiące, 3/4 miejsc było zapełnionych, gdyśmy otwierali halę 17 stycznia br.Ale minął marzec, zrobiło się ciepło i kupcy chyłkiem wycofywali się z hali pod chmurkę. Właściciele hali byli lekko zdezorientowani: ciepło, na głowę nie leci, kafelki i światło, bieżąca woda zgodnie z wymogami sanepidu. Skąd taka nagła skłonność do chłodów i niewygody?Wyliczyli też, że ta rejterada nie ma uzasadnienia w kosztach, skalkulowali je bowiem w sposób konkurencyjny. Buda na targu kosztuje 180 zł miesięcznie plus 10 zł za każdy dzień targowania. Licząc 26 dni sprzedażnych, wychodzi 440 zł na miesiąc. A boks w hali kosztuje miesięcznie 427 zł z VAT-em. No i warunki bardziej cywilizowane. Powinno być zainteresowanie.Hala składa się z kilkudziesięciu boksów o powierzchni 7 i 14 metrów kwadratowych, jest ogrzewana. Do dyspozycji sprzedających i kupujących oddano estetyczne sanitariaty, hole przejściowe wyłożone są płytkami, całość jest oświetlona, towar można zamknąć w boksie i zostawić - obiekt jest chroniony przez miejski system alarmowy „Sezam”. Nie trzeba każdorazowo zwijać całego majdanu i zabierać ze sobą. Jest też wygodny, rozległy parking.- Tymczasem mamy tylko 43 czynne stoiska, czyli 1/3 ogółu. Nie mamy warzyw i nabiału, więc ruch jest nieco ograniczony. Ostatnio w związku z chłodami część tych, którzy zrezygnowali wiosną, znowu wraca. Nie wiemy, czy na zimę, czy na zawsze, i trudno nam podjąć decyzję, czy odnawiać z nimi umowę, czy nie - dodaje J. Michalski.Firma miała szerokie plany. Obok stoi podobny, parterowy budynek. Tu miała być druga hala, razem ok. 100 stoisk. Nic z tego nie będzie, bo żorscy handlowcy najwyraźniej upodobali sobie wolną przestrzeń. Przyszłość istniejącej hali stoi pod znakiem zapytania.Teresa Skowrońska handluje na targowisku na os. Sikorskiego w blaszanej budzie. Sprzedaje kapcie, artykuły sportowe i trochę różnej drobnicy. Potwierdza wyliczenia kosztów - płaci opłatę stałą 175,68 zł. To tzw. rezerwacja kiosku na miesiąc. No i po 10 zł za każdy dzień.- Byłam na hali oglądać miejsce i warunki. Faktycznie ciepło tam i czysto, ale ludzie tam nie chodzą. Nie chodzą, nie kupują, nic się nie zarobi. Ta hala się nie przyjmie. Moim zdaniem osiedla Pawlikowskiego i Korfantego nie nadają się do handlu - mówi z przekonaniem pani Teresa.Pani prowadząca obok kiosk z gazetami też potwierdza, że była na hali.- Przez trzy wiosenne miesiące usiłowałam tam handlować. Niestety, klientów zero. W ciągu dnia sprzedawałam jedną gazetę codzienną i kilka kolorowych. Żadnego zysku. Więc choćby tam cuda były i pełen asortyment, to i tak nikt tam nie przyjdzie. Przecież nie mogę tracić, handluję tam, gdzie ludzie kupują. Tu właśnie, na Sikorskim, taka hala mogłaby się ostać i przyniosłaby właścicielom zyski. Ale nie na Pawlikowskim. Toteż ja wolę tu, choć warunki są spartańskie.Targowisko miejskie na os. Sikorskiego rzeczywiście nie rozpieszcza. Poza blaszanymi budami większość handluje w szczękach lub ze stołu. Płacą 8-10 zł dziennie. Wychodzi więc połowę ceny na hali. Kupcy we własnym zakresie zrobili sobie prymitywne zadaszenie, rozciągnęli plastikowe płachty, więc przynajmniej im na głowę nie leci. Ruch mają spory...Wygląda na to, że handlowcy targowiskowi znajomość rynku opanowali nie gorzej niż specjaliści od marketingu. Potwierdzają się dokładnie ich tezy, gdzie handel idzie, a gdzie nie, czego dowodzi geografia istniejących targowisk miejskich... Czyżby na halę wydali wyrok?

Komentarze

Dodaj komentarz