Winni będą skarżyć


Wyrok zapadł 8.11 br. W jego uzasadnieniu stwierdzono, że sierżant sztabowy Marek Kostuszyński i starszy posterunkowy Adam Klos przekroczyli swoje uprawnienia, szarpiąc prokuratora Mariana K., powalając go na ziemię, wykręcając mu ręce i zakuwając w kajdanki. Prokurator doznał obrażeń ciała i był hospitalizowany. Z kolei młodszy aspirant Rajmund Przełożny, pełniący wówczas służbę jako oficer dyżurny, zezwolił na bezprawne doprowadzenie prokuratora do komendy policji w Rybniku. Sąd obciążył oskarżonych kosztami procesowymi po 54 zł, a także nawiązką 630 zł na rzecz oskarżyciela posiłkowego. Prokurator Marian K. nie przybył na ogłoszenie wyroku.Decyzja sądu nie jest prawomocna. Dotyczy incydentu, który miał miejsce 3.09.1998 r. Marian K. wracał z pracy do domu. Na ul. Kościuszki w Rybniku, przy skrzyżowaniu z Chrobrego, wjechał swoim renault 19 w tył volkswagena golfa. Prokurator wylegitymował się poszkodowanemu i powiedział mu, że pokryje wszystkie szkody. Obaj kierowcy postanowili przestawić samochody na ulicę Chrobrego. Okazało się, że golf z powodu uderzenia nie mógł ruszyć z miejsca, odjechał więc tylko Marian K. W tym czasie ul. Kościuszki jechał policyjny patrol. Poszkodowany kierowca zatrzymał go i zrelacjonował zdarzenie. Prokurator przedstawił się policjantom, wylegitymował, przyznał, że jest sprawcą kolizji. Sierżant Kostuszyński zawiadomił o wszystkim oficera dyżurnego. Ten polecił zabezpieczyć teren i wysłał na miejsce patrol drogówki. Po chwili prokurator odjechał, bo - jak zeznał na procesie - policjanci i tak nie wiedzieli, jak mają z nim postępować. Legitymacji nie zabrał. Marek Kostuszyński oficerowi dyżurnemu powiedział, że ma wątpliwości, czy Marian K. jest trzeźwy, a przedstawiona przez niego legitymacja autentyczna. Aspirant Przełożny uznał, że należy wszcząć pościg za prokuratorem. Pozwolił użyć „koguta”. Auta jechały ulicą Kościuszki, potem Powstańców Śląskich i pod prąd ulicą Sybiraków. Prokurator jechał około 100-130 km/godz., łamiąc jeszcze wiele innych przepisów. Wreszcie dotarł do swojej posesji przy ul. Małej. Po chwili pojawiły się tam policyjne posiłki. Po krótkiej szamotaninie policjanci założyli Marianowi K. kajdanki i odwieźli na komendę. Został zwolniony po interwencji prokuratora z Rybnika.Marian K. złożył doniesienie do prokuratury o przekroczeniu przez policjantów uprawnień. Sprawę badała prokuratura w Tychach. Umorzyła ją ze względu na znikomą szkodliwość czynu. Prokurator Marian K. złożył zażalenie na tę decyzję w Prokuraturze Okręgowej w Katowicach, która jednak nie uznała go. Zażalenie przekazała do Sądu Rejonowego w Rybniku, a ten skierował je do Sądu Rejonowego w Raciborzu. Jego wyrok w zasadzie jest taki sam, jak wcześniejsze decyzje prokuratur.Sąd przyznał, że opierał się głównie na opiniach prokuratora i dwóch policjantów, czyli osób biorących udział w zdarzeniu. Marginalnie potraktował zeznania pozostałych świadków: policjantów, którzy mówili, że prokurator był nietrzeźwy i wulgarny, oraz znajomych prokuratora twierdzących, iż policja urządziła wręcz brutalną obławę. Sąd stwierdził, że nie można udowodnić prokuratorowi jazdy w stanie nietrzeźwym ani tego, że obrzucał policjantów wyzwiskami. Mariana K. prokuratorska komisja dyscyplinarna z Warszawy ukarała jedynie naganą za to, iż nie poddał się badaniu krwi i przepychał z policjantami. Uzasadniła, że takie zachowanie jest niegodne osoby stojącej na straży prawa.Oskarżeni policjanci do końca procesu nie przyznawali się do zarzucanych im czynów. Choć z wyrokiem się nie zgadzają, nie zamierzają wnosić apelacji. Już zapowiedzieli wytoczenie prokuratorowi procesu.- Oskarżymy go o jazdę w stanie nietrzeźwym, naruszenie nietykalności cielesnej policjanta [m.in. Marek Kostuszyński miał rozcięty palec - przyp. autora], stawianie oporu i czynną napaść - mówi Adam Klos.Feralny incydent zdarzył mu się w pierwszym dniu służby i od razu zmienił jego opinię o wymiarze sprawiedliwości w Polsce.

Komentarze

Dodaj komentarz