Tak dwa lata temu wyglądała kuchnia kłopotliwej lokatorki. Teraz ponoć nie da się tam nawet wejść / archiwum ADM
Tak dwa lata temu wyglądała kuchnia kłopotliwej lokatorki. Teraz ponoć nie da się tam nawet wejść / archiwum ADM

Z kłopotliwą lokatorką nie radzą sobie ani sąsiedzi, ani urzędnicy, ani nawet jej własne dzieci. Nie pomagają zgłoszenia na policję, do straży miejskiej ani nawet sprawy w prokuraturze. Nie skutkują prośby, pisma, ponaglenia. W tej sytuacji Spółdzielnia Mieszkaniowa ROW, która administruje budynkiem, sięgnęła po broń ostateczną – wyrokiem sądu mieszkanie zostanie sprzedane na licytacji, a o losach pani Marii zdecyduje nowy właściciel.
– Wyczerpaliśmy już wszelkie możliwości działania – rozkłada ręce Karina Dziobkowska, inspektor ds. windykacji w Spółdzielni Mieszkaniowej ROW. – Z uwagi na zagrożenie epidemiologiczno-sanitarne i pożarowe wystąpiliśmy do sądu z pozwem o sprzedaż lokalu w drodze licytacji i wyrok już zapadł. Pierwszy raz za zgodą rady nadzorczej wdrażamy taką procedurę. Mieliśmy już podobnych lokatorów, ale kończyło się na eksmisji. W tym przypadku jest to mieszkanie własnościowe, należące do syna tej pani – wyjaśnia Karina Dziobkowska. Jak się dowiedzieliśmy, kłopotliwe mieszkanie jest regularnie opłacane. Problemem są śmieci i brud.
Na miejsce udaliśmy się ze Zdzisławem Tokarzem, kierownikiem administracji. Niestety, pani Maria nas nie wpuściła. – To było do przewidzenia. Ona nikomu nie otwiera – stwierdził kierownik Tokarz, który wcześniej był w środku. Jak mówi, mieszkanie jest zagracone do tego stopnia, że są tylko przejścia między hałdami śmieci. – Byłem tam ostatnio z komornikiem i rzeczoznawcą majątkowym, który wchodził na wdechu z powodu smrodu. Z kuchni nie da się korzystać, bo nie ma jak dojść. W mieszkaniu buszują koty, są podobno także pchły. Drzwi są zablokowane śmieciami. Nawet nie mogliśmy sprawdzić ciągów wentylacyjnych. Gazu na szczęście nie ma – relacjonuje Zdzisław Tokarz.
Pani Maria ma dorosłe dzieci. Zarówno administracja, jak i spółdzielnia wiele razy zwracały się do syna i córki. Oboje mieszkają w pobliżu. W dokumentacji są pisma skierowane do syna, który składał deklaracje, że lokal zostanie doprowadzony do porządku. – Niestety, na obietnicach się kończy – mówi Karina Dziobkowska. Co się stanie z panią Marią, jeśli mieszkanie zostanie zlicytowane? – Osoba ta nie jest ubezwłasnowolniona, a więc trudno nakłaniać ją do czegoś wbrew jej woli. Możemy zaoferować pomoc w formie skierowania do zakładu opiekuńczego czy umieszczenia w domu pomocy społecznej, ale warunkiem jest jej zgoda – mówi Anna Łasocha, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Wodzisławiu.
Co będzie, jeśli pani Maria nie wyrazi zgody? – Powinna się nią zająć rodzina, bo jest do tego zobowiązana kodeksem rodzinnym i opiekuńczym, więc będziemy ją mobilizowali – dodaje Anna Łasocha. W dokumentacji ośrodka jest teczka pani Marii. Są w niej pisemne zobowiązania syna, który deklarował m.in., że uprzątnie mieszkanie, a mamę zabierze do lekarza. – Niestety, obietnice pozostały na papierze. Dlatego w marcu 2008 roku założyliśmy sprawę w prokuraturze o znęcanie się nad matką, bo tak można potraktować tę sytuację. Wiąże się przecież ona ze sprowadzeniem zagrożenia pożarowego lub epidemiologicznego. Po sześciu miesiącach prokuratura jednak sprawę umorzyła – dodaje dyrektor Łasocha. Co na to wszystko rodzina? Z synem pani Marii nie udało nam się niestety skontaktować.

Komentarze

Dodaj komentarz