Strefa awantur
– denerwuje się Anna Pietraszek, młoda członkini Rady Dzielnicy Stare Miasto. Wraz z innymi pisała protesty skierowane m.in. do prezydenta i radnych. Nic nie pomogło. Po kilku latach szarpaniny mieszkańcy Marusz przegrali z urzędniczą wizją, według której w sąsiedztwie ich domów ma powstać strefa atrakcyjna dla inwestorów.
Chodzi o 74 ha gruntów przy ulicy Bogumińskiej, na granicy Wodzisławia z Turzą Ślaską, które w większości mają być przeznaczone pod zabudowę produkcyjną i usługową. – Nikt nas nie pyta o zdanie. Widać pieniądze są ważniejsze od ludzi – mówi wzburzona Edyta Stabla. Już i tak nie miała łatwego życia, bo obok jej domu rozciągają się tereny, na które co chwilę ktoś zwozi śmieci, gruz, a wcześniej nawet cuchnące odpady z oczyszczalni. Teraz obawia się, że powstanie tam stacja benzynowa, bo ponoć są takie plany. Inni mieszkańcy boją się szkodliwych zanieczyszczeń. – Strefa przemysłowa może powstać na terenie byłej cegielni, a nie obok naszych działek. Żądamy wyraźnego zapisu o ochronie przed toksycznymi oparami metali ciężkich, trucizn chemicznych oraz hałasem! – dodają ludzie.
Lech Litwora, szef rady miasta, uspokaja, że nie powstaną tam cuchnące, śmierdzące i dymiące zakłady czy inne uciążliwe obiekty, bo zaznaczono to w uchwale. Klamka zapadła, ale mieszkańcy mogą się odwoływać. Przewodniczący nie ukrywa jednak, że jest zwolennikiem rozwoju. – Nowy plan zagospodarowania był potrzebny, inaczej nic byśmy nie zbudowali – wyjaśnia. Podobnie uważa radny Stanisław Stachoń. – Mieszkańcy mają prawo się odwoływać. Nie muszą się jednak obawiać, że po zmianie planu obok ich domów wyrosną uciążliwe zakłady, bo prawo jest dzisiaj bardzo rygorystyczne. Takie obostrzenia są także zawarte w naszej uchwale – dodaje radny Stachoń.
Anna Pietraszek ma wątpliwości co do tych zapisów, bo, jak mówi, ujęto je w planie ogólnym, a nie szczegółowym. Radny Stachoń uważa jednak, że gmina musi mieć tereny dla inwestorów, a grunty na Maruszach są najbardziej odpowiednie. – Mieszkańcy się boją, ponieważ wcześniej na tym terenie była dopuszczona działalność, z powodu której bardzo cierpieli. Naszym zadaniem jest zapewnienie im poczucia bezpieczeństwa. Poza tym kończy się kadencja tej rady i nie wiem, czy takie decyzje są słuszne przy tak dużym proteście społecznym. Może następna rada postąpiłaby inaczej? – zastanawia się radny Edward Szczygieł, który wstrzymał się od głosu.
Tymczasem mieszkańcy Marusz nie mają wątpliwości, że miasto chce się rozwijać ich kosztem. – Po co włączali Marusze do Wodzisławia? Chyba tylko po to, żeby ściągać od nas podatki. Mamy płacić i siedzieć cicho. Co przychodzą wybory, słyszymy tylko kolejne obietnice, a chodnika przy ulicy Bogumińskiej jak nie było, tak nie ma – nie kryje goryczy Marek Kotarski. Wraz z innymi zamierza dalej walczyć. – Nie znamy się na tych wszystkich procedurach, bo nikt nas nie wspiera. Znikąd nie mamy pomocy. Nie zamierzamy się jednak poddawać! – stwierdza zdesperowany Marek Kotarski, który jest reprezentantem lokalnej społeczności.
3

Komentarze

  • Ślązak Wielowieś 23 marca 2010 16:49 to nie miasto to troche większa wioska i tymi kategoriami myślą radni wsioki
  • Wacław RADNI DO WYELIMINOWANIA 21 marca 2010 16:54To prawda co mówi członkini rady dzielnicy Anna Pietraszek wodzisławscy radni działają pod swoje potrzeby bądż pod przyszłe wybory i niigdy nie uwzględniali dobra publicznego
  • Terrestre Peregrino Bo...nie ma profitu. 21 marca 2010 13:18 Dzisiaj w zdrowie podatników się nie inwestuje. Inny rodzaj działalności za to się foruje. Zdrowie ludzkie, dla stupajki, nie ma już walorów, Ale ma je " Atrakcyjna Strefa Inwestorów ". Ze zdziadziałych żaden skryba korzyści nie czuje, A inwwestor hojnie płaci i prestiż foruje. Zatem chorzy, biedni, starzy nie czyńcie skowytu, Bo z Was żaden nie jest w stanie, władnym dać profitu.

Dodaj komentarz