Trener Mirosław Orczyknie ukrywa zmeczenia tym sezonem / Wacław Troszka
Trener Mirosław Orczyknie ukrywa zmeczenia tym sezonem / Wacław Troszka


Odetchnął Pan z ulgą po syrenie kończącej mecz z Artego Bydgoszcz?
– Tak. To była duża ulga. Udowodniliśmy sobie i wielu ludziom, którzy stawiali już na nas krzyżyk, że będziemy w czołowej ósemce Ford Germaz Ekstraklasy. Fakt, że udało nam się to osiągnąć w bardzo nerwowej atmosferze, bo w ostatniej kolejce aż w trzech miastach ważyły się losy drużyn aspirujących do tej czołówki. Rzadko tak się zdarza. W pierwszych dwóch sezonach gry w ekstraklasie zawsze wcześniej udawało nam się zapewnić sobie miejsce w ósemce. Tym razem do końca musieliśmy o to walczyć i w dodatku patrzeć na wyniki innych spotkań. Cieszę się niezmiernie, bo ten awans pozwala nam odetchnąć. Teraz potrzebny jest na respirator, ale taki z pieniędzmi.

Nie ma Pan wrażenia, że zespół nie wykorzystał szansy w końcowej fazie sezonu zasadniczego, by zając szóste miejsce i w play-off powalczyć o coś więcej?
– Jeżeli powiedziałbym dzisiaj, że szkoda tej szansy to chyba bym zgrzeszył. Trzeba się cieszyć z tego, co mamy. Od „kuchni” wygląda to nieco inaczej niż na boisku. Dzisiaj możemy gdybać, co by było, gdyby mecz w Gorzowie skończył się cztery sekundy wcześniej czy w Toruniu osiem sekund prędzej. Byłyby dwa zwycięstwa więcej. Ale równie dobrze można domniemywać, czy w tej sytuacji wygralibyśmy w Polkowicach czy w Pruszkowie. Żeby nie żałować tego, co było, a nie bać się tego, co będzie. Równie dobrze moglibyśmy być poza ósemką i teraz naprawdę byłoby czego żałować. Fakt, że teraz szansę mają zespoły z Brzegu i Torunia. Jeden z ich będzie w półfinale. My jednak nie jesteśmy do tego przygotowani ani organizacyjnie, ani finansowo. Myślę, że zaciemniłoby to tylko obraz naszej sytuacji. W tym roku więcej godzin spędziłem na dojazdach niż na treningach i szczerze mówiąc mam już tego dość.

Biorąc pod uwagę obecną trudną sytuację finansową klubu, krótką ławkę rezerwowych i brak sali w Rybniku ten sezon był trudny. Ale chyba w następnym powinno być lepiej?
– Dlatego trzeba być zadowolonym z tego, że udało nam się, mimo tych trudności, znaleźć w play-off. Teraz możemy mierzyć się z najlepszymi. Teraz gramy z Gorzowem, później z Wisłą lub CCC, czyli drużynami w Euroligi. Niewykluczone, że jak co roku będziemy sezon kończyć meczami z Lesznem. Na razie nie myślę o następnym sezonie. Trzeba odpocząć: ograniczyć do minimum liczbę treningów, dojazdy do Pawłowic i opłaty za salę. Mam nadzieję, że latem wrócimy do hali w Boguszowicach i wówczas będziemy zastanawiać się, co dalej. To, co mamy, cieszy, ale musi się to przełożyć na większe zainteresowanie ze strony sponsorów, bo z roku na rok jest tak samo. Może w tym sezonie, gdyby nie konieczność wynajęcia sali w Pawłowicach, to mielibyśmy jedną klasową zawodniczkę więcej i skończylibyśmy sezon zasadniczy na szóstym miejscu. Tymczasem jako jedyny zespół w lidze nie dokonaliśmy żadnego transferu w zimowych okienku. Trzeba usiąść, wszystko policzyć i podjąć decyzję. Chciałbym, żeby kibice, którzy będą przychodzić na nasze mecze w wyremontowanej hali w Boguszowicach, mieli radość z koszykówki.

Przed nami play-off. O co powalczy zespół Uteksu ROW Rybnik w tej fazie sezonu?
– Trzeba podjąć walkę. Może uda nam się coś uszarpać. Realnie jednak patrząc, czekają nas mecze o siódme miejsce. Chciałbym, aby w tych meczach nieco więcej pograły zawodniczki, które dotychczas większą część spotkań spędzały na ławce rezerwowych.

Komentarze

Dodaj komentarz