Celibat jest znakiem
Ksiądz profesor Jerzy Szymik coraz chętniej wraca do swojego rodzinnego miasta. Jedyne, bez czego nie może istnieć człowiek, to Bóg – twierdzi kapłan, poeta i naukowiec.
Dzięki babci każdego dnia bywał w miejscowym kościele sanktuarium. Droga wiodła pod górkę. Babcia dostawała zadyszki i często odpoczywała przed witrynami sklepów. Prosiła wtedy wnuka, żeby udawał, że wiąże sznurówki. To przed cudownym obrazem Madonny, w wieku dwunastu lat, przeżył dziecięce wzruszenie. Gdy był w klasie maturalnej, ojca, kierownika działu pracy i płac w kopalni, wezwali do Podstawowej Organizacji Partyjnej PZPR i powiedzieli, że dają synowi szansę, że on może studiować w Leningradzie lub Moskwie. Syn wybrał seminarium i wtedy ojcu przetrącono zawodowy kręgosłup.

Co w trawie piszczy
Został zdegradowany, ale nigdy się nie żalił – mówił ksiądz Szymik w swoim „Alfabecie”, zamieszczonym swego czasu w „Gazecie Wyborczej”. Urodził się 3 kwietnia 1953 roku w Pszowie. W szkole średniej myślał o dziennikarstwie. 19 stycznia 1979 roku obronił magisterium z teologii na krakowskim Papieskim Wydziale Teologicznym. 12 kwietnia 1979 roku przyjął święcenia kapłańskie w katowickiej Katedrze Chrystusa Króla z rąk biskupa Herberta Bednorza. Przez siedem lat był wikarym w parafiach pw. Ducha Świętego w Siemianowicach Śląskich Bytkowie i pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Chorzowie Batorym. Potem poświęcił się pracy naukowej.
W latach 1986-2005 związany był z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim, gdzie kierował m.in. Katedrą Chrystologii. Od 2005 roku pracuje w Zakładzie Teologii Dogmatycznej WTL Uniwersytetu Śląskiego. Słynie ze świetnego kontaktu z młodzieżą. – Czy jestem młodzieżowym księdzem? Chyba jednak nie, bo zbliżam się do sześćdziesiątki i udawanie dwudziestokilkulatka byłoby śmieszne. Natomiast przez cały czas pracuję z młodymi ludźmi, z 22-latkami. Wiem, co w trawie piszczy. Dzięki temu mam kontakt z wieloma zjawiskami, mogę obserwować, doświadczać. Idę ostro w kontakt z drugim człowiekiem, nie bronię się, mam wejrzenie dość głębokie w ich życie, zjawiska kulturowe – opowiada duchowny.

Pisane książeczki
Z młodymi ludźmi może rozmawiać o muzyce, chociaż trochę narzeka, że dzisiaj już tylko najlepsi z nich wiedzą, kto to jest Carlos Santana. – Ja lubię taką muzykę, sięgam też po Paco de Lucię, a także po wysmakowane fado – zdradza swoje fascynacje. Miłość do książek, które dziś sam pisze, zaszczepił w nim ojciec. To on kupował encyklopedie, atlasy, prenumerował gazety. – Książka była podstawowym prezentem pod choinkę, na urodziny, na imieniny. Była czymś naturalnym w naszym domu, i to jeszcze przed akcją „Cała Polska czyta dzieciom” – śmieje się ksiądz Szymik. Ojciec wprowadził w domu zwyczaj pisania sobie... książeczek na urodziny i inne szczególne okazje.
– Najbardziej pamiętam książeczkę, którą tata napisał dla mojej młodszej siostrzyczki Bożenki. Była o Koguciku Kukuryku, któremu na ulicy groziły różne niebezpieczeństwa. Tacie chodziło o to, by siostra, mały brzdąc, nie uciekała z domu na ulicę – wspomina duchowny. Bożenka też z rozrzewnieniem wspomina te prezenty. – Ja napisałam braciszkowi o Indianach, on dla mnie ułożył bajkę o krainie wiecznych lodów, królewnie, misiach polarnych. Była bardzo piękna – opowiada Bożena Szymik-Iwanecka, która dziś jest lekarzem psychiatrą. Pracuje w rybnickim szpitalu, a jej brat ma w dorobku 37 książek naukowych, poetyckich, eseistycznych i przeszło tysiąc artykułów.

Dwie tajemnice
– Moja działalność literacka teraz ogranicza się do wypisywania historii chorób pacjentów – mówi pani doktor. Brat nie zapomniał o zwyczaju z dzieciństwa. Zdarza się, że pisze o swojej siostrze. – Bardzo mnie wzrusza i dowartościowuje to, że mogę być muzą dla poety, choć nie wiem, czy tak mogę powiedzieć. Wiele to dla mnie znaczy – przyznaje pani Bożena. Oboje wiele się od siebie uczą, choć obowiązuje ich tajemnica – ją lekarska, jego – spowiedzi. Kapłan stwierdza, że żyją blisko siebie i dowiadują się wielu rzeczy, podpatrując siebie. Ona podgląda jego duszpasterstwo, a ona jej psychiatrię. Ma wrażenie, że on jednak uczy się więcej od niej niż ona od niego.
– Bożenka, jako osoba wierząca, wie dużo rzeczy duszpasterskich. W latach 70., kiedy ja studiowałem, psychologia nie stała na takim poziomie jak dzisiaj, więc wielu rzeczy musiałem nauczyć się sam. Jej wiedza jest więc dla mnie chyba cenniejsza niż moja dla niej – stwierdza ks. Szymik. Przyjeżdża do Pszowa bardzo często. I to nie tylko po to, żeby pochwalić się nową książką. Jak mówi, pięć miesięcy w roku spędza w Pszowie, pięć w Katowicach, a dwa w rozjazdach. – W Pszowie jest w rodzinnym domu, w którym mieszkają też jego mama, siostra z mężem i trójką dzieci. Dwóch jej synów studiuje, więc często ich nie ma – opowiada kapłan.

Zazdrość i erotyzm
Miejscowi go lubią, bo prostym językiem potrafi mówić o rzeczach ważnych, wielkich, kontrowersyjnych. Na ostatnim spotkaniu autorskim, w dniu finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, opowiadał np. o... biskupiej zazdrości. Kiedyś relacjonował arcybiskupowi Damianowi Zimoniowi swoje bardzo krótkie spotkanie z papieżem Benedyktem XVI, który ciepło zareagował na informację, że ksiądz Szymik jest ze Śląska. Arcybiskup Zimoń zafrasował się na to i powiedział, że papież pewnie myślał o arcybiskupie Alfonsie Nossolu z Opola, z którym się przyjaźni. Na tym samym spotkaniu opowiadał też jednak o seksualności.
– Chrześcijaństwo ma do seksualności stosunek jak najcieplejszy, jak najlepszy. Przecież to Bóg wymyślił człowieka erotycznego, ale jako kapłan muszę sobie z tym poradzić. Lata rozmyślań doprowadziły mnie do stwierdzenia, że celibat jest znakiem, iż jedyne, bez czego nie może istnieć człowiek, to Bóg. Nawet ten rodzaj kalectwa, który nosi się, żyjąc w celibacie i rezygnując z tego, co najpiękniejszego może się na ziemi przydarzyć w ludzkiej miłości, jest niczym w porównaniu z utratą Boga. Nawet bez największej ludzkiej miłości da się spędzić spełnione życie. Nie jestem frustratem. Mam różne wady, ale na pewno nie jestem frustratem – podkreśla kapłan.

Ważne miejsce
Pszów jest dla niego bardzo ważny, z wiekiem nawet coraz ważniejszy. – Czym są dla mnie powroty do Pszowa? Formą ładowania akumulatorów, ale przede wszystkim szukaniem własnej tożsamości. Jestem głęboko przekonany, że człowiek może odbudować różne rzeczy, które utraci. Tylko korzeni się nie odwtorzy. To jest trochę jak z drzewem, któremu złamie się gałąź. Ono będzie żyło dalej, może tylko o coś uboższe. Ale jak mu się przetrąci korzeń, to umiera. Bardzo nie chciałbym zatracić moich korzeni – deklaruje ksiądz Jerzy Szymik. I nawet wtedy, kiedy był w dalekim Lublinie, uczył studentów śląskiej mowy. Żeby potrafili zapytać: kaj sam mocie fara?
1

Komentarze

  • Honesto I nie tylko znakiem. 04 kwietnia 2010 08:33 Jest również zakrytą tajemnicą. Mimo usilnych rozmyślań nie udało mi się odpowie- dzieć na pytanie: Dlaczego celibat, skoro napisanym jest " I stworzył Bóg człowieka... ...mężczczyzną i niewastą stworzył go ". Rdz. 1,27. Może ktoś, kiedyś mi to wyjaśni, bo z dotychczsowych moich rozmyślań wynika, że: singel, ksiądz, zakonnik, pustel- nik t o jakiś półprodukt czy półfabrykat. Jeśli można proszę o dość jasny artykuł w tej sprawie.

Dodaj komentarz