W czasie akcji ratunkowej kopalnia funkcjonowała normalnie. Zamknięto tylko zawalony chodnik / Dominik Gajda
W czasie akcji ratunkowej kopalnia funkcjonowała normalnie. Zamknięto tylko zawalony chodnik / Dominik Gajda
Tragiczny wypadek nie wpłynie na przyszłość kopalni – zapewnia Kompania Węglowa. Trwa wyjaśnianie okoliczności wypadku w kopalni Rydułtowy-Anna, na skutek którego zginął 40-letni górnik elektryk. Ta kopalnia należy do najbardziej zagrożonych tąpaniami w regionie. – Średnio w ciągu roku dochodzi tu do 4100 wstrząsów o różnej sile – mówi Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej, do której należy zakład. Warto przypomnieć, że po serii wstrząsów w marcu 2007 roku komisja powołana przez Wyższy Urząd Górniczy w Katowicach rozważała możliwość zamknięcia kopalni ze względu na bardzo trudne warunki eksploatacji. Uznano jednak, że zakład nadal będzie fedrował.
Wygaszany będzie tylko Ruch II, czyli kopalnia Anna. – To ze względu na kończące się pokłady węgla. Jeszcze w tym roku nastąpi przeniesienie pierwszych dwustu pracowników do kopalni Rydułtowy i innych zakładów – informuje Zbigniew Madej. Proces potrwa do końca przyszłego roku, a właśnie w 2013 roku wygasa koncesja. – Każdej kopalni kiedyś wygasa koncesja, więc trzeba zabiegać o nową – tłumaczy Zbigniew Madej. – Co roku schodzimy głębiej średnio o osiem metrów, a to ma wpływ na wzrost zagrożeń na dole – dodaje. Wypadek wydarzył się w środę o godzinie 7.42. Doszło do tąpnięcia o sile ok. 2,4 stopnia w skali Richtera i zawalenia się skał na długości ok. 35 metrów.
W rejonie tym było 28 górników. Sześciu zostało rannych. Trzech opatrzono przy kopalni, bo nie wymagali hospitalizacji. Pod ziemią został 40-letni górnik elektryk. Ratownicy pracowali w ekstremalnie trudnych warunkach, próbując do niego dotrzeć dwoma ręcznie drążonymi chodnikami. W piątek rano jeden z nich przecisnął się do poszkodowanego, ale zdołał jedynie dotknąć jego kasku. Mężczyzna nie dawał oznak życia. W sobotę jego zgon, jeszcze pod ziemią, potwierdził lekarz. Dramat rozegrał się w chodniku, który oddano kilkanaście dni wcześniej. Nadzór górniczy zalecał, by wydobycie z tej ściany było ograniczone do dwóch tysięcy ton na dobę. Kompania Węglowa zapewniła, że nie przekroczyło tysiąca ton.
Jednocześnie Zbigniew Madej mówił, że górnik nie powinien być w miejscu, w którym doszło do tragedii. W poniedziałek Okręgowy Urząd Górniczy w Rybniku wstrzymał wszystkie roboty w rejonie tąpnięcia. Fedrowanie, jeśli w ogóle, zostanie tam wznowione najwcześniej za kilka miesięcy.
1

Komentarze

  • Adam Gdzie Ekonomia i fakty. 06 kwietnia 2010 11:37Wypadek był na „Rydułtowach”, a nie na Annie. To samo dotyczy sapnięć (pęknięcie płyty piaskowca). Na „Annie” wydobycie jest pięciokrotnie wyższe aniżeli na Rydułtowach. Ktoś myli fakty tylko, dlaczego?

Dodaj komentarz