W dniu św. Tereski Jolanta Markowska przebrała się za nią i przyszła do Dominiki z różami / zbiory prywatne
W dniu św. Tereski Jolanta Markowska przebrała się za nią i przyszła do Dominiki z różami / zbiory prywatne
Niebawem minie pięć lat, jak zmarła 21-letnia Dominika Szumowska. Jej ciężka choroba nowotworowa, a potem śmierć odcisnęły piętno na życiu najbliższych, tym bardziej że wszystko w dziwny sposób splotło się z losami św. Tereski od Dzieciątka Jezus. W specjalnym nagraniu dla mysłowickiego hospicjum Cordis mówi o tym mama Dominiki. – Na początku wiedzieliśmy w zasadzie tylko, że św. Teresa od Dzieciątka Jezus to zakonnica, która sypie różami. Spotykaliśmy ją bardzo często przez te pięć lat leczenia i naszej poniewierki od szpitala do szpitala, chociaż z początku nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. To nie był przypadek, św. Teresa wciąż za nami szła i przyszła aż do domu – wspomina ze łzami w oczach Ilona Szumowska.
Pierwszy raz spotkali małą Tereskę w 2004 roku, kiedy pojechali do sanktuarium św. Faustyny w Łagiewnikach, kolejny – podczas czuwania przy relikwiach św. Teresy w Rybniku Chwałowicach. Potem ze św. Tereską do Dominiki przyszło hospicjum, które nosi imię tej świętej. – Kiedy przyjechałam do Dominiki pierwszy raz, zobaczyłam obrazek św. Teresy. To był znak – wspomina Jolanta Grabowska-Markowska, lekarka z hospicjum Cordis. Wymienia też podobieństwa: Tereska zmarła 19 września o godz. 19.20, Dominika 24 października o godz. 19.10, były w podobnym wieku (24 i 21 lat), obie zmagały się z ciężką chorobą i trudnościami z oddychaniem, miały wielką wrażliwość i wielką wiarę w sercu.
Rodzina i przyjaciele wspominają, że w ostatnich miesiącach życia Dominika zaprzyjaźniła się ze świętą Tereską. Był to najlepszy okres w czasie zmagań z chorobą. Pod opieką hospicjum i świętej Teresy stopniał strach przed najgorszym. 11 października Dominika miała urodziny. Przyszło wielu ludzi, w mieszkaniu zrobiło się ciasno. – Kiedy wszyscy się rozeszli, nagle stało się coś dziwnego: mąż Krzysztof przesuwał blaszkę z orzechami, spod której niespodziewanie wypadł stary obrazek św. Tereski. Nie wiedzieliśmy, skąd się wziął. Nie mieliśmy pojęcia, że mamy taki w domu. Powiesiliśmy go nad łóżkiem Dominiki, wisi tam do dzisiaj – wspomina wzruszona Ilona Szumowska.
Po śmierci Dominiki najbliżsi nie chcieli rozstawać się z nią od razu. – Ubraliśmy ją do trumny, ale postanowiliśmy trochę poczekać z zawiadamianiem zakładu pogrzebowego. Czuwaliśmy przy niej wraz pielęgniarką i chłopakiem Dominiki, były płacz i modlitwa i nagle wszyscy poczuli zapach róż – opowiada pani Ilona. – Ja w pierwszej chwili pomyślałam nawet, że ktoś użył odświeżacza powietrza, ale kto by o tym myślał w takiej chwili, w dodatku wszyscy stali obok. Zapach jednak był, tylko skąd się wziął? – dziwiła się Barbara Kuczek, pielęgniarka w hospicjum Cordis. Zapach poczuła także Katarzyna Czekała, nauczycielka chemii w rydułtowskim liceum, która również czuwała przy Dominice.
Jakby tego było mało, miniaturka róży, którą dziewczyna dostała na urodziny od dziadka, rozrosła się na parapecie do niespotykanych rozmiarów. – W rocznicę śmierci Dominiki spotkaliśmy się w tym samym pokoju. Przyszła też moja znajoma o imieniu Teresa. Miała wielkie problemy z zajściem w ciążę, lekarze zachęcali ją do adoptowania jakiegoś dziecka. Wychodząc od nas, pojechała prosto na cmentarz, na grób Dominiki. Tam się jej wyżaliła, wypłakała i w bardzo krótkim czasie urodziła syna. Dała mu na imię Dominik – mówi Ilona Szumowska. – Dominika przyśniła mi się tylko raz. Powiedziała: zobacz, jak tu jest fajnie, a ty nic nie robisz, tylko płaczesz... – dodaje matka.
Od chwili śmierci najstarszej córki rodzina zbiera książki o św. Teresie i nie traci kontaktu z hospicjum, a Katarzyna Czekała została jego wolontariuszką. Wraz z grupą uczniów wspiera chorych na raka i pomaga w zbiórkach na budowę nowej siedziby placówki, która powstaje przy ulicy Teofila Ociepki 2 w Katowicach. Przed Wielkanocą grupa młodzieży oraz bliskich Dominiki malowała jajka. Dochód z ich sprzedaży zostanie przeznaczony na hospicjum. – Mogę powiedzieć, że to nie ja byłam jej nauczycielką, ale ona moją. Pokazała mi, jak żyć – mówi o swojej niezwykłej uczennicy Katarzyna Czekała.

Komentarze

Dodaj komentarz