Chory chłopczyk zmarł, a Fundacja do Walki z Chorobami Cywilizacji jest w trakcie likwidacji. Ta dramatyczna historia potwierdza, że trzeba rozsądnie wybierać organizacje pożytku społecznego, które chcemy wesprzeć.
Taki jest finał głośnego sporu o pieniądze z 1 proc. na leczenie dziecka. – Nigdy nie zapomnę tego, co przeżyliśmy z tą fundacją. Będę się starała wybaczyć, bo jestem osobą wierzącą, ale nie zapomnę do końca życia. To było 2,5 roku strasznej szarpaniny i cieszę się, że fundacja jest w likwidacji – nie kryje Lidia Depa z Godowa, mama Olafa. Rodzina i wielu ludzi stoczyło dramatyczną walkę o jego życie. Niestety, na próżno. Chłopiec zmarł. Miał sześć lat. – Był nad wyraz dojrzały. Kiedy odchodził z tego świata, powiedział mi tylko: mamuś, dość już tej nerwówki – wspomina bolesne przeżycia pani Lidia.
W 2007 roku rodzice Olafa zaufali jastrzębskiej Fundacji do Walki z Chorobami Cywilizacji, wierząc, że pomoże im ona uzbierać pieniądze na leczenie syna. Chłopiec cierpiał na zanik mięśni. Tracił siły, przestał chodzić. Potrzebne mu były rehabilitacja, sprzęt. Niestety, do walki ze straszną chorobą doszła walka, jak się okazało, jeszcze gorsza – o pieniądze, jakie ludzie przekazali na leczenie dziecka, bo fundacja nie chciała wypłacić całej kwoty. Było to 29 tys. zł. Rozpętała się burza, w mediach zawrzało. – Fundacja działała kosztem naszego chorego synka i zamiast pomóc, rzucała kłody pod nogi – mówi Lidia Depa.
Zdesperowani rodzice dwa razy powiadomili jastrzębską prokuraturę, ale obie sprawy zakończyły się umorzeniem. Decyzje są prawomocne. – Fundacja działała zgodnie z prawem. Uzbierane pieniądze spożytkowano zgodnie ze statutem i celami działania, choć część przeznaczono nie, jak wskazywali darczyńcy, na rzecz chorego Olafa, tylko innych chorych. Wiem, że sprawa jest kontrowersyjna, ale my nie dokonujemy oceny moralnej, lecz badamy, czy nie doszło do przestępstwa – mówi Jacek Rzeszowski, szef Prokuratury Rejonowej w Jastrzębiu.
Umorzenie nie pomogło fundacji, która została postawiona w stan likwidacji. – Konflikt i związany z tym najazd mediów, a potem organów nadzoru, bardzo nam zaszkodziły. Nasza fundacja powstała w maju 2006 roku i była to jedyna taka konfliktowa sytuacja w czasie jej istnienia. Chcieliśmy dalej działać, ale straciliśmy wpływy. We wrześniu ubiegłego roku prezes Anna Czernigiewicz zrezygnowała z pełnienia funkcji po atakach, które ją spotkały – powiedział nam w telefonicznej rozmowie Sebastian Wójcik, wiceprezes fundacji, który przedstawił się jako jej obecny likwidator. Dwa razy pojechaliśmy do siedziby fundacji znajdującej się przy ulicy Opolskiej 1. Niestety, drzwi były zamknięte na cztery spusty, a kolejnych telefonów już nikt nie odbierał.
– Nie rozumiem prawa, które stoi po stronie fundacji. 3,5 roku zmagaliśmy się z chorobą syna, walczyliśmy o pieniądze. Niestety, przegraliśmy – dodaje matka zmarłego w lutym chłopca. Rodzice szukali jeszcze pomocy w wodzisławskiej Fundacji Wspólnota Dobrej Woli, która przygarnęła dziecko i przekazała wszystkie pieniądze zebrane na jego leczenie. Niestety było już za późno.
Komentarze