20024705
20024705


W Jazz Clubie „Mimoza” w Niedobczycach zaśpiewała Ewa Uryga.– Ewa Uryga wyrasta nam na gwiazdę. Dysponuje takimi środkami wyrazu – i to nie tylko muzycznymi, ale również aktorskimi – że potrafi widza wręcz oczarować, tak przynajmniej było w moim przypadku – zapewnia Czesław Gawlik, niestrudzony propagator jazzu w Rybniku i całym regionie.W chwałowickim domu kultury wystąpiły amerykańsko-austriacko-polska grupa The Squeal of Breaks oraz Trio Artura Dutkiewicza (Artur Dutkiewicz – fortepian, Andrzej Cudzich – kontrabas, Sebastian Frankiewicz – perkusja). Ta ostatnia zagrała program zatytułowany „Hendrix piano”.– Przenieść na trio jazzowe muzykę Hendriksa to pomył bardzo ryzykowny i nie lada wyzwanie, ale oni zrobili to bardzo dobrze. Brzmiało to rzeczywiście wyjątkowo i młodzież kupiła to od razu – ocenia Czesław Gawlik.W sobotni wieczór w Teatrze Ziemi Rybnickiej odbył się koncert finałowy tegorocznego SJM. Jako pierwsza wystąpiła dobrze już znana rybnickiej publiczności Lora Szafran. Tym razem zaśpiewała piosenki Włodzimierza Nahornego, który towarzyszył jej ze swoją trzyosobową formacją oraz kwartetem smyczkowym.– Koncert był wspaniały. Lora Szafran reprezentuje bardzo poetycką, rdzennie polską odmianę jazzu. Kompozycje Nahornego z tekstami polskich poetów brzmiały naprawdę pięknie. Połączenie zespołu jazzowego z kwartetem smyczkowym zupełnie zmienia barwę tej muzyki, to już nie jest ten twardy, łupany, dramatyczny jazz, ale bardziej łagodny, przyjemny do słuchania. To właściwie nasza eksportowa propozycja. Możemy pokazać przecież za granicą, że gramy jazz po swojemu, że wlewamy do niego dużo z naszego polskiego charakteru – mówi Kazimierz Niedziela, muzyk i pedagog. W drugiej części finałowego koncertu wystąpił trzyosobowy, bardzo awangardowy zespół Petera Brotzmanna. Takiego jazzu nigdy wcześniej nikt w Rybniku nie grał. Długimi chwilami brzmiało to tak, jakby każdy z trójki muzyków grał coś innego. Nie wszystkim starczyło cierpliwości do słuchania tego artystycznego hałasu i bez wątpienia ekstremalnie awangardowe trio ustanowiło rekord Silesian Jazz Meetingu, jeśli chodzi o liczbę widzów, która zdążyła opuścić salę już w czasie pierwszej kompozycji.– Wciąż jesteśmy na etapie zdobywania widza i trzeba uważać, żeby go nie przestraszyć i nie zrazić do jazzu. Nasza publiczność woli jednak jazz tradycyjny, klasyczny, bardziej komunikatywny – komentuje Kazimierz Niedziela.Zwieńczeniem każdego dnia jazzowego meetingu były nocne jam sessions. W Chwałowicach w czasie jam session zaśpiewała m.in. Beata Przybytek, młoda wokalistka z Bielska-Białej, która w tym roku wygrała m.in. Festiwal Wokalistów Jazzowych w Zamościu. Pięknie zaśpiewała kilka utworów i trudno się dziwić, że cieszy się opinią wielkiej nadziei polskiej wokalistyki jazzowej.

Komentarze

Dodaj komentarz