20024801
20024801


Protestujący na Śląsku nie zgadzają się z zaproponowanym przez ministra gospodarki Jacka Piechotę projektem restrukturyzacji górnictwa, który zakłada likwidację siedmiu kopalń oraz około 35 tys. miejsc pracy. Uważają, że w razie likwidacji kopalń pracę stracą nie tylko górnicy, ale również ludzie z innych zakładów ściśle związanych z górnictwem. Ich zdaniem gra toczy się o 120 tys. miejsc pracy.Gdy rząd w żaden sposób nie zareagował na przedstawione mu przez związki petycje, ludzie sięgnęli po kolejną formę protestu - strajk głodowy. 18 listopada rozpoczęły się głodówki w pierwszych kopalniach. W ciągu kolejnych dni dołączyły inne. 19 listopada o godz. 6 w KWK Knurów strajk głodowy rozpoczęli członkowie WZZ Sierpień ’80, o godzinie 12 rozpoczął się strajk w KWK Szczygłowice.- W pierwszym dniu dyrektorzy mówili, żebyśmy zaprzestali protestu, wyprowadzili protestujących, ponieważ nie chcą, żeby nazwa kopalni znalazła się na pierwszych stronach gazet. Twierdzili, że to może przynieść zgubne skutki dla tej kopalni. No ale po kilku godzinach zrozumieli, że jednak to, co mówi wiceminister Kossowski, jest źle poukładane i że trzeba protestować, że w obronie swoich miejsc pracy wszystkie formy protestu z naszej strony będą wykorzystane. Dyrekcja ze swej strony nie wywierała na nas żadnych nacisków, nie było też straszenia kolegów, którzy strajkują - wyjaśnia przewodniczący „Sierpnia ’80” KWK Knurów Mariusz Pawluk. Również Kazimierz Lubowicki, szef „Sierpnia ’80” KWK Szczygłowice zapewnia: - Ze strony dyrekcji strajkujących nie spotkały żadne szykany czy też próby ich zastraszania.Panujące wśród górników nastroje są bardzo złe. Ludzie nie są pewni przyszłości swojej i swych rodzin. - Nie mamy nic do stracenia. Jak zamkną kopalnie, to z nami koniec. Lepiej zginąć na kopalni niż z głodu, kiedy zostaniemy bez pracy - to najczęściej wypowiadane słowa przez zdesperowanych ludzi. W postulatach wysłanych do premiera Leszka Millera domagają się dymisji ministra gospodarki: „Będziemy tak długo i głośno protestować, aż nasze postulaty zostaną spełnione, i ministrowie, którzy są odpowiedzialni za górnictwo i gospodarkę, zmienią swoje założenia albo odejdą. My będziemy bronić kopalni do ostatnich sił” - zapewnia Mariusz Pawluk.Przewodniczący „Sierpnia ’80” z KWK Szczygłowice Kazimierz Lubowicki obawia się tylko jednego: - Jeżeli rząd wprowadzi reformę górnictwa w takiej formie, jak ją nam przedstawił, to na Śląsku będziemy mieli drugi Wałbrzych. Ubóstwo i nędza. Biedaszyby i śmierć tych, co - żeby przeżyć - będą w nich wydobywać węgiel. Widziałem krajobraz Wałbrzycha i zapewniam, że jest znacznie gorszy, aniżeli pokazuje to telewizja. Zresztą na Śląsku sytuacja już jest zła. Niedawno, przejeżdżając obok zamkniętej kopalni Dębieńsko, widziałem 10-, może 12-letnie dzieci, jak pchały wózki załadowane złomem, żeby w ten sposób zarobić na chleb. A jaka będzie sytuacja, gdy zlikwiduje się następne kopalnie?Swój protest górnicy prowadzą na kopalnianych cechowniach. Z pięciu strajkujących górników KWK Knurów już dwóch trafiło do szpitala. W ich miejsce przyszli nowi. Jednym z tych, który znalazł się w szpitalu, jest Ryszard Ławnik - 39 lat i 21 lat pracy. Na utrzymaniu żona oraz piątka dzieci. Bez zastanowienia odpowiada, dlaczego przystąpił do protestu: - Bo muszę. Muszę bronić swojego miejsca pracy. Jak i za co utrzymam siedmioosobową rodzinę? Żona ma pierwszą grupę inwalidzką, ZUS zabrał jej rentę. Teraz nie mam wyjścia. Albo my, albo oni. My tylko chcemy pracować i żyć. Po wyjściu ze szpitala wracam do kolegów. Będę strajkować aż do samego końca, bez względu na to, jaki by nie był - prawie płacząc, mówi mężczyzna.Inny przebywający w szpitalu górnik z kopalni Knurów to 29-letni Krzysztof Piorunowski, pracujący na kopalni 10 lat. W domu czeka żona i dwójka dzieci. On skutki głodówki odczuł w czwartym dniu, w piątek 22 listopada. - Głowa zaczęła boleć, nogi zrobiły się jakieś takie dziwne, całe się trzęsły, ciśnienie zaczęło skakać. Poczułem się bardzo zmęczony, potem doszły jeszcze zawroty głowy - opowiada. Powody przystąpienia do protestu wyjaśnia krótko: - Bo tak trzeba. Żeby w przyszłym roku mieć pracę. Jak stracę pracę, to ja i moja rodzina będziemy głodować.23 listopada lekarz dyżurny oddziału wewnętrznego Szpitala Miejskiego w Knurowie Krzysztof Rak poinformował: - Dwaj przywiezieni do nas górnicy zostali wypisani. W szpitalu nadal pozostają trzy osoby. U wszystkich stwierdzono osłabienie organizmu spowodowane głodówką, zmiany ciśnienia. Pacjentom podano kroplówki. Nie stwierdzono żadnych innych następstw groźnych dla organizmu.W cechowni szczygłowickiej kopalni głoduje pięciu związkowców. - Bronimy swoich miejsc pracy. Ja mam na utrzymaniu czwórkę dzieci, sam pracuję. Syn kończy technikum. Jaką on będzie miał przyszłość? Wszystkie zakłady nam likwidują. Czy rząd chce tylko z samym Sejmem wejść do Unii Europejskiej i żadnych zakładów pracy już mu nie potrzeba? - z sarkazmem pyta Stanisław Durlej, górnik z 20-letnim stażem pracy.Jan Mazurek, górnik z 22-letnim stażem pracy, wierzy, że nie dojdzie do najgorszego: - Mamy nadzieję, że rząd weźmie sobie to do głowy i w końcu nas zrozumie. Zobaczymy.Przewodniczący „Sierpnia ’80” z KWK Knurów, Mariusz Pawluk, konstatuje: - Chyba jeden pomnik, który wystawiono górnikom z Wujka, już wystarczy. Nie są potrzebne następne. Jednak nie pozwolimy, żeby zamknięto nas w getcie. Jak postawią nas pod ścianą, na pewno nie będziemy stać z podniesionymi rękami. Górnicy będą się bronić. Są tak zdesperowani, że wszystko może się zdarzyć.

Komentarze

Dodaj komentarz