Monika Szewczyk mieszka z byłym mężem w M-2 przy ulicy Kadetów w Rybniku Boguszowicach. Ona zajmuje jeden pokój, on drugi. Jest z nimi jeszcze 18-letni syn. Dwie córki w wieku 15 i 13 lat są w placówce opiekuńczej w Czechowicach-Dziedzicach przede wszystkim z powodu warunków mieszkaniowych, w jakich żyją skłóceni rodzice. Monika Szewczyk twierdzi, że mąż pił i bił. Straszył, że zabije. Z groźbami nagranymi na telefonie komórkowym była nawet na policji. Nie pozwalał iść do pracy. Dopiero w 2007 roku 35-letnia dzisiaj kobieta skończyła gimnazjum! Po szkole zrobiła jeszcze kurs spawacza. Pracuje w Kłokocinie w swoim nowym zawodzie.
Wystąpiła o rozwód, dostała go 3 czerwca ubiegłego roku, ale jest skazana na mieszkanie z byłym mężem, a to jeszcze pogłębia konflikt. Podzielili się pokojami, ale wspólnie korzystają z kuchni i łazienki. – On nadal nadużywa alkoholu. Co posprzątam, to nabrudzi. Potrafi narobić dookoła muszli! Wyzywa mnie, wyrzuca z mieszkania. Twierdzi, że to jego dom, bo on pracował, a ja nie – żali się kobieta. Nie ma się gdzie podziać. Jej rodzice nie żyją. – Były mąż ma gdzie iść, bo jego rodzice mieszkają dwa bloki dalej – twierdzi kobieta. W czerwcu ubiegłego roku ich dzieci trafiły pod opiekę Zespołu Ognisk Wychowawczych.
Teraz przebywają w Czechowicach-Dziedzicach ze względu, jak twierdzi matka, na wpływ, jaki miał na nie ojciec. – Starsza córka jest pod jego wpływem, uciekała z ośrodka, spotykała się z nim, popalała papierosy, zaczynała popijać. Dla mnie to dramat, bo do Czechowic jest daleko, ale jeżdżę do córek – mówi Monika Szewczyk. Przyznaje, że nie miała dzieci nawet na święta. – Nie chciałam ich przyjmować w takich warunkach. Przecież nawet spokojnie obiadu nie mogę ugotować! Co kupię, mój były mąż zje, wyrzuci, zniszczy – opowiada kobieta. Jedyną szansą dla pani Moniki i jej córek jest osobne mieszkanie. Potwierdzają to specjaliści.
Jarosław Pydyn, dyrektor Zespołu Ognisk Wychowawczych w Rybniku, w opinii wydanej na prośbę pani Moniki napisał m.in., że konflikt ma duży wpływ na poczucie bezpieczeństwa oraz stan emocjonalny dzieci i jest jednym z powodów uniemożliwiających im powrót do domu rodzinnego. Monika Szewczyk już dwa razy występowała do Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej o lokal komunalny. W ubiegłym roku dostała odpowiedź, że nie spełnia kryteriów, bo w jej mieszkaniu jest za duży metraż na osobę. W tym roku starała się o lokal do remontu. Nie dostała go, bo okazało się, że ma za mały dochód! Jak tłumaczy Danuta Kolasińska, dyrektorka ZGM-u, kobieta podała we wniosku, że ma na utrzymaniu dzieci, a one przebywają w placówce wychowawczej.
Z tego powodu dochód wyszedł za niski. Gdyby złożyła wniosek w swoim imieniu, być może rozpatrzono by go pozytywnie. – Sugerowaliśmy tej pani, że może wystąpić o eksmisję męża. Gdyby doszło do jej orzeczenia, znaleźlibyśmy jakiś lokal dla tego pana, a matka mogłaby zostać z dziećmi w dwupokojowym mieszkaniu – mówi Danuta Kolasińska. Podpowiada, że Monika Szewczyk może ponownie wystąpić o mieszkanie do remontu. – Za każdym razem taki wniosek jest rozpatrywany od nowa, więc gdy zmienią się okoliczności, bo np. ta pani dostanie jakąś premię, a zdecyduje się nie uwzględniać innych osób, będzie miała szansę na lokal – dodaje pani dyrektor.
Komentarze