Rysa na finale
Skandalem zakończył się turniej finałowy mistrzostw Polski młodzików w siatkówce rozegrany w Wadowicach. Działacze Volleya Rybnik zarzucili sędziom wypaczenie wyników tych zawodów.
W liście skierowanym do Mirosława Przedpełskiego, prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej, wiceprezes rybnickiego klubu Lech Kowalski twierdzi, że sędziowie nie rozumieli ducha sportowej rywalizacji.
Rzadko się zdarza, by na tym poziomie rozgrywek dochodziło do tak dużych sędziowskich pomyłek. Kowalski podkreśla, że Międzywojewódzki Turniej Młodzików o Puchar Prezesa PZPS to pierwsze ważne zawody dla młodych siatkarzy. Aby zagrać w turnieju finałowym i otrzymać medale, trzeba przejść wszystkie szczeble rozgrywek identyczne jak w kategorii kadeta czy juniora.
– Nasz zespół przeszedł te eliminacje jak burza, wygrywając wszystkie spotkania. Jechaliśmy na finał z ambicją i nastawieniem na walkę o medale. Niestety, horrendalne błędy sędziowskie szansę tę nam odebrały. Błędy wynikające z arogancji, niekompetencji i zadufania we władzę, jaką daje sędziowska pozycja podczas meczu – pisze Lech Kowalski w liście do prezesa PZPS.
Wiceprezes rybnickiego klubu podkreśla, że rozumie, iż błędy sędziowskie są częścią gry. Zawsze będą się zdarzały i nie da się ich wszystkich wyeliminować. Jednak jego zdaniem popełnianie błędów musi mieć swoje granice, a sposób prowadzenia meczów, postawa sędziów musi się zmienić. Tymczasem w meczach Volleya z Delic-Polem Częstochowa i Gwardią Wrocław, decydujących o awansie do finałowej czwórki w wadowickim turnieju, doszło do skandalicznych zachowań arbitrów.
Co tak zbulwersowało działaczy klubu z Rybnika? Chodzi o sytuacje z końcówki drugiego seta meczu z zespołem z Częstochowy i postawy sędziów w spotkaniu z Gwardią. Pierwsza miała miejsce przy stanie 26:25 dla Volleya. Po długiej akcji ekipie z Rybnika udało się zablokować rywali. Prowadząca to spotkanie sędzia Alicja Mrozik odgwizdała koniec seta. Gdy oba zespoły schodziły z boiska, drugi sędzia Damian Lic zawrócił je, bo uważał, że w trakcie wykonywania bloku jeden z rybniczan dotknął siatkę. Mrozik zgodziła się z sugestią swoje asystenta.
– Wszyscy byli zdziwieni tą sytuacją. Nawet nasi rywale, bo blok był czysty. Mamy absolutną pewność, że błędu nie było – mówi wiceprezes Kowalski.
Grę w tej partii trzeba było zatem kontynuować. I co gorsza sędziowie jeszcze raz popełnili błąd, bo po wznowieniu gry na zagrywkę poszedł zawodnik, który już wcześniej serwował. Oznaczało to, że częstochowianie popełnili błąd ustawienia. Trenerzy Volleya interweniowali, ale sędziowie po sprawdzeniu ustawienia Delic-Polu stwierdzili, że nie ma błędu. Tymczasem zapis w protokole zawodów potwierdza rację szkoleniowców rybnickiego zespołu. Sekretarz zaznaczył kolejnego zagrywającego, ale ostatnie punkty wpisał przy zawodniku serwującym przed nim!
Jakby tego było mało, następnego dnia sędzia główny zawodów Zdzisław Śpiewla oznajmił przedstawicielom Volleya, że zdaje sobie sprawę z popełnionych błędów, ale musiał utrzymać wynik, bo nie można było powtórzyć meczu.
Cień szansy na awans do półfinału dawało rybnickim siatkarzom zwycięstwo nad Gwardią Wrocław. Volley wygrał, ale w trakcie meczu doszło do kontrowersyjnej sytuacji. Przy stanie 22:13 rozgrywający z Rybnika, przy próbie obrony w padzie uderzył się tak, że zaparło mu dech. Stał na boisku schylony niezdolny chwilowo do gry. Koledzy z zespołu podeszli do niego zobaczyć, co się stało, libero podniósł rękę, zgłaszając kontuzję. Sędzia Mrozik dała mimo to sygnał do zagrywki. Rywale ją wykonali, a drugi sędzia tego meczu Piotr Kowalski odgwizdał błąd ustawienia rybnickiego zespołu. Żadne interwencje nie pomogły: sędziowie nie anulowali tej akcji. Ostatecznie rybniczanie wygrali tego seta 25:17 i cały mecz 2:0. Dopiero po jego zakończeniu okazało się, że do awansu zabrakło im zaledwie jednego małego punktu, bo o tym decydował współczynnik małych punktów, a Gwardia miała 1,072, podczas gdy Volley 1,061.
„Panie prezesie, zostaliśmy pokonani przez sędziów. Po co szkolimy młodzież, po co poświęcamy czas i pieniądze, po co budzimy nadzieje i ambicje młodych, w tym wypadku 14-15-letnich chłopców, po co w proces szkoleniowy angażujemy rodziców, sponsorów, żebrzemy o pieniądze u władz samorządowych, pokazując, jak to godnie reprezentujemy swoje miasto?” – pyta retorycznie sternika polskiej siatkówki Lech Kowalski.

Komentarze

Dodaj komentarz