Łykowie są wykończeni. Zwrócili się z problemem do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska / Iza Salamon
Łykowie są wykończeni. Zwrócili się z problemem do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska / Iza Salamon

Jolanta i Bronisław Łykowie mieszkają przy ulicy Środkowej od dwudziestu lat. Niemal od początku zmagają się z wodami gruntowymi i z cudzymi ściekami, które zalewają sąsiednią działkę i podtapiają im dom.
– Kupiliśmy pompę głębinową i pompujemy wodę non stop, inaczej by nas całkiem zalało – mówi Jolanta Łyko. Pokazuje zalaną piwnicę. W wodzie stoją zapasy, słoiki z przetworami. Z powodu wilgoci odpada tynk. – Straty mamy duże, a na odszkodowanie z tytułu powodzi nie mamy co liczyć, bo za każdym razem słyszymy, że nasz dom zalewają wody gruntowe – dodaje. Wiele razy zwracała się do gminy z prośbą o pomoc. W 1995 roku urząd jej odpisał: „W związku z pani pismem dotyczącym niedrożności kanalizacji przy ulicy Środkowej, po dokonaniu wizji lokalnej informujemy, że usunięcie usterek nastąpi wiosną 1996 roku. Wykonawcą będzie Rejonowy Związek Spółek Wodno-Melioracyjnych Wodzisław – Kokoszyce”. Pod pismem (w zastępstwie wójta) podpisała się Krystyna Szymiczek, sekretarz gminy.
Niestety, minęło piętnaście lat i nic się nie zmieniło. – Wydaje mi się, że jest to wina właścicieli sąsiedniej działki. Powinni zadbać, aby ciągi melioracyjne zostały naprawione. Gmina chciała uporządkować teren, posłała w zeszłym roku beczkowóz, żeby oczyścić i udrożnić studzienkę, ale właściciele się nie zgodzili i nie wpuścili robotników na działkę. Przez to teraz inni cierpią – dodaje Jolanta Łyko.
Na spornej działce zrobił się podmokły teren z cuchnącym bajorem pośrodku. To efekt przerwanych ciągów melioracyjnych oraz odprowadzania nieczystości z przydomowych szamb podłączonych do drenażu odwodnieniowego. – Całe to świństwo tam wypływa i nas topi – wskazuje na działkę między domami Robert, syn Łyków.
Józefa i Konrad Pytlikowie, właściciele cuchnącej parceli zgodzili się, że problem trzeba rozwiązać, ale tak, żeby zadowolone były wszystkie strony. – Mamy tam działkę budowlaną, ośmioarową. Chcemy uregulować z niej odpływ wody deszczowej, ale pozwolimy sobie na jej środku wymurować szamba, bo kto wtedy kupi taką działkę? Jak gmina chce coś na niej robić po swojemu, to niech ją od nas kupi – zaznacza Konrad Pytlik. Dodaje, że właściciele okolicznych domów mieli tam tylko rury odprowadzające z działek wodę gruntową, z czasem jednak zaczęły nimi płynąć nieczystości. – Miało to być drenowanie wody z piwnic, a ludzie się podłączyli z szambami. Kto sobie pozwoli na takie coś? – pyta jego żona, Józefa.
Leszek Bizoń, sekretarz gminy Lubomia, opowiada, że gmina próbowała rozwiązać problem na różne sposoby, ale niestety to się nie udało. – Nic nie pomaga. Mamy związane ręce. Jest to teren prywatny, a właściciele nie wyrażają zgody na żadne prace. Bez ich zgody nie położymy tam nowych rur. Chodzi oczywiście o kanalizację deszczową, bo innej tam nie ma – tłumaczy Leszek Bizoń. Przyznaje też, że niektórzy właściciele z ulicy Parkowej i Słowackiego podłączyli tam odpływy ze swoich szamb.
Brak kanalizacji sanitarnej to problem całej gminy. Jest wprawdzie przygotowana dokumentacja dla Lubomi i Grabówki, ale na realizację nie ma pieniędzy. Koszt inwestycji to około 50 mln zł, a budżet gminy wynosi 18 mln zł. – Napisałam w tej sprawie do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Nie może tak być, że cudze nieczystości wlewają się na nasze podwórko. Jesteśmy już wykończeni tą sytuacją – komentuje Jolanta Łyko.

Komentarze

Dodaj komentarz