20025209
20025209


- W czasie turniejów Grand Prix współpracuje pan z Ole Olsenem, przed laty znakomitym żużlowcem, dziś głównym organizatorem turniejów GP.- To człowiek bez reszty oddany żużlowi. To niewiarygodne, ale zwraca uwagę na najdrobniejsze szczegóły. W czasie zawodów wciąż coś notuje, co trzeba zmienić, co poprawić. Obecna formuła cyklu GP to w dużej mierze jego zasługa. Oczywiście są osoby, które mają mu za złe, że nie są już rozgrywane jednodniowe finały mistrzostw świata, ale trzeba przyznać, że turnieje GP to zupełnie inna jakość. Jeśli po głębokim kryzysie teraz na turnieje Grand Prix w Anglii przychodzi po 40 tys. widzów, to trudno nie mówić o sukcesie. Turnieje GP odbywały się poza tym w różnych miejscach, ostatnio w Sydney w Australii i to też spora zasługa Olsena. Oczywiście nie wszystkie turnieje można uznać za udane, ale to w końcu tylko sport. Wielu zawodników krytykuje Olsena - np. gdy rozpoczynają się zawody po albo w czasie deszczu, mówią: gdy sam był zawodnikiem, nigdy nie chciał ścigać się na takim torze, ale teraz już o tym nie pamięta... To normalne, oni wszyscy doskonale się znają.Do tej pory miałem szczęście i wszystkie cztery turnieje GP, które sędziowałem, były rozgrywane na torach naturalnych, ale już w przyszłym roku poprowadzę prawdopodobnie zawody rozgrywane na torze budowanym specjalnie na ten jeden turniej.- Na zawodach spotyka się pan z zawodnikami ze światowej czołówki. Czy próbuje pan nawiązywać z nimi bliższe kontakty?- Nie. Znamy się, zwracamy się do siebie po imieniu, ale trudno nazwać to komitywą. W każdym razie na drinka z zawodnikami nie chodzę. Podobnie ma się sprawa z polskimi żużlowcami, z żadnym nie jestem zaprzyjaźniony. Nie wiem, czy byłoby to stosowne, czy nie, po prostu mam taki styl bycia.- Ale pewnie są zawodnicy, których pan lubi bądź nie?- Jako sędzia nie mogę mieć sympatii i antypatii. Mam natomiast wyrobione zdanie na temat każdego z zawodników, wiem, który jest nerwus i wariat, a który spokojny i dobrze poukładany. Podstawowa zasada dobrego sędziowania to widzieć tylko cztery kolory kasków. Prowadząc zawody nie mogę myśleć, że w tym biegu w „czerwonym” jedzie Crump czy Hamill, praktycznie do niczego nie jest mi to potrzebne. Do nikogo nie jestem uprzedzony.- W ubiegłym roku w Pradze za dotknięcie taśmy wykluczył pan Tomasza Golloba, ten zachował się skandalicznie, porzucił motocykl, intensywnie gestykulował, a ci, którzy oglądali transmisję, usłyszeli również adresowane do pana nieparlamentarne inwektywy. Po takim zdarzeniu chyba trudno być tym sprawiedliwym i dostrzegać, jak pan mówi, jedynie kolor kasku?- Nie chowam do niego urazy. Słyszałem tylko, że długo trwało, zanim jesienią ubiegłego roku, po obejrzeniu kolejny raz taśmy wideo, z tym wszystkim się pogodził. Nie wiem, może gdzieś podświadomie liczył, że skoro sędziuje Polak, to może „pójdzie” dla niego lotny start. Nie poszedł i nigdy nie pójdzie. Wyzwisk na stadionie oczywiście nie słyszałem, usłyszałem je dopiero kilka dni później, oglądając taśmę wideo. Na stadionie widziałem tylko, że Gollob jest strasznie zdenerwowany, co mnie zresztą nie zdziwiło. Na posiedzeniu trzyosobowego jury, którego jako sędzia jestem członkiem, nikt nie zaproponował ukarania Golloba za niesportowe zachowanie, a to akurat było ewidentne. Nie zrobiłem tego i ja. W tym roku Tomasz Gollob nie mógł już narzekać, bo w zawodach, które sędziowałem, zajmował akurat wysokie lokaty.- Niektóre sytuacje na torze trudno szybko jednoznacznie ocenić. Czy podejmując decyzję, korzysta pan z zapisu wideo?- Na zawodach GP mam w swoim boksie monitor i oczywiście z niego korzystam. Na ogół jednak najpierw mam pomysł na decyzję, a na monitor zerkam, żeby się upewnić. W Vojens na przykład, gdzie były trudne do sędziowania zawody, większość decyzji podejmowałem bez pomocy „telewizji”. Czasem zdarzają się sytuacje, które naprawdę można interpretować w różny sposób, poza tym zawsze znajdzie się ktoś, kto zdarzenie na torze widział zupełnie inaczej.Na ogół trzymam zawodników na starcie trochę dłużej. Powinni stać nieruchomo, ale wiadomo, że czasem ktoś próbuje ukraść sędziemu start. Puszczenie w zawodach 20 idealnych startów jest praktycznie niemożliwe, zawsze ktoś się tam ruszy, szybciej wystartuje itp. Czasem zdarza się, że zawodnik wstrzeli się w moment zwolnienia zamka taśmy. Kiedyś uciekł mi w ten sposób Tony Rickardsson, trafił idealnie, ale to nie był dobry start i trzeba go było powtórzyć. Nie może być tak, że już po pięciu metrach jeden z zawodników ma przewagę dwóch motocykli. Zawodnicy na ogół dobrze wiedzą, kto sędziuje i czego mogą się spodziewać. Start to również problem właściwego ustawienia żużlowca na polu startowym. Co z tego, że kierownik startu ustawi go w regulaminowej odległości od taśmy, gdy ten, wykorzystując jego nieuwagę, zrobi zaraz mały „krok” do tyłu. Wiadomo, niektórzy zawodnicy zrobią wszystko, by sędziego oszukać. Cóż mi pozostaje, trzeba podjąć rękawicę. Czasem ja przegrywam, a czasem to oni pakują się w taśmę. Wiele zależy od współpracy sędziego z kierownikiem startów. W czasie tegorocznego finału drużynowego Pucharu Świata w angielskim Peterborough w każdym wyścigu startowało pięciu zawodników. Był tam fantastyczny kierownik startu i od pierwszego do ostatniego wyścigu pod taśmą był porządek. Ale, niestety, nie zawsze tak jest i trzeba to zaakceptować. Inna sprawa to fakt, iż kierownicy startu są miejscowi i często sprzyjają zawodnikom gospodarzy. Z tym też trzeba się pogodzić, już w czasie zawodów kierownika startu niczego przecież nie nauczę.Gdy byłem jeszcze na praktyce sędziowskiej, był to chyba ostatni rok, kiedy żużlowcy czekając na start, mogli dotykać taśmy. Na starcie działy się cuda, a znalezienie momentu, w którym cała czwórka stała nieruchomo, było praktycznie niemożliwe.- Czy sędzia Wojaczek ma swoje ulubione stadiony?- Dobrze sędziowało mi się np. na kameralnym stadionie w Rudzie Śląskiej. Dobrze sędziuje się w Krośnie, gdzie sędzia jest tak blisko startu, że gdybym się dobrze wychylił, to mógłbym zawodnika startującego pod bandą poklepać po ramieniu. Na dużych stadionach jest zupełnie inaczej, ale tam właśnie odbywają się największe imprezy. W Pile np. piękna wieża sędziowska została źle skonstruowana. Choć do najniższych nie należę, muszę tam sędziować, stojąc na palcach.- Mecz ligowy, zwłaszcza o dużą stawkę, to jednak duży stres. Czy ma pan swój sposób na odreagowanie po tych wszystkich emocjach?- Na ogół po meczu muszę wsiąść do samochodu i przejechać kilkaset kilometrów, zanim dotrę do domu. To z konieczności jedyny sposób na odreagowanie.- Trudno nie spytać sędziego, czy nie próbowano go kiedyś przekupić...- Jeden raz, dawno temu. W przypadku żużla możliwości sędziego są mocno ograniczone, karnego przecież nie podyktuję. Kiedyś jeździłem na mecze „maluchem”, ostatnio mercedesem. Może widząc samochód, ktoś stwierdził, że nie ma z czym podchodzić... Niezależnie jednak od tego, czym jeździłem, nigdy nic nie wziąłem, zresztą nawet nie wiem, co mógłbym zrobić, by pomóc jednej z dwóch drużyn.- W różnych krajach spotyka się pan z różną publicznością...- W Anglii czy Szwecji publiczność jest bardziej obiektywna i często nawet po wykluczeniu miejscowego zawodnika słychać brawa. Na polskich stadionach to się nie zdarza, tu zawsze słychać gwizdy i krzyki. Kiedyś w Tarnowie wrzucono mi do budki sędziowskiej but, ale generalnie nigdy jeszcze nie musiałem korzystać z eskorty policji.- Formuła turniejów Grand Prix jest jednak stosunkowo skomplikowana, wiedzą o tym kibice, którzy po pierwszej fazie zawodów zajęci są głównie wypisywaniem programu, czyli wpisywaniem obsad kolejnych wyścigów.- Rzeczywiście wymaga to sporo pracy. Przyznam, że wypisywaniem programu zajmuje się głównie sekretarz GP Gracham Broodie, jest w tej roli wręcz nieoceniony, zawsze jest gdzieś w pobliżu i to od niego spisuję zazwyczaj ustawienie zawodników na starcie kolejnego wyścigu. Sędzia ma w tym czasie wiele innych zajęć na głowie związanych m.in. z kosmetyką toru. Jeśli chodzi o obsadę wyścigów półfinałowych i finału, to odpisuję ją najczęściej z telewizji. Wcześniej odbywa się w parkingu losowanie pól startowych, ale na ogół nikt mnie nawet nie informuje, jakie są jego wyniki. Z parkingu nikt nie dzwoni i jestem zdany na telewizję.- A plany na przyszłość i ewentualne marzenia...?- Chciałbym utrwalić swoją pozycję na arenie międzynarodowej. Wciąż jestem tam nowicjuszem i to, że dziś sędziuję turnieje GP, nie znaczy, że wkrótce może się to zmienić. Mam świadomość, iż fakt, że GP sędziuje dwóch Anglików i Polak, musi denerwować Duńczyków czy Szwedów, którzy pewnie chcieliby to zmienić.- Pana obecny adres z Rybnikiem niewiele ma już wspólnego?- Od sześciu lat mieszkam we wsi Godziszka koło Szczyrku, stamtąd pochodzi moja żona Sabina i tam wybudowaliśmy nasz dom. Mój syn, 10-letni Kacper, jest moim najlepszym kompanem. Jest w siódmym niebie, gdy pozwalam mu na zawodach nacisnąć np. guzik włączający sygnał dwóch minut, które pozostały zawodnikom na stawienie się na linii startu. Oczywiście mogę sobie na to pozwolić w zawodach mniejszej rangi. Z krajowych spotkań ligowych wracam do domu późną nocą, dlatego syn i żona towarzyszą mi głównie w czasie wyjazdów zagranicznych, gdy po zawodach można spokojnie odpocząć w hotelu.

Komentarze

Dodaj komentarz