20030101
20030101


Gra nosi nazwę „Kryptonim KJ2”. Polega na, jak zostało napisane w instrukcji obsługi, „wyeliminowaniu wszystkimi możliwymi sposobami” nauczyciela informatyki Krzysztofa Janickiego. Gracz przechodzi przez wszystkie klasy „jedynki”. Tam można było pobić wybranych nauczycieli lub zostać wykastrowanym przez higienistkę. Grę kończyło dotarcie do pracowni komputerowej, gdzie kulminacyjnym punktem było zabicie postaci K. Janickiego.- Gracz mógł odciąć mi głowę. Wokół wszędzie bryzgała krew. Wyglądało to makabrycznie. Nie wiem, dlaczego zostałem tak potraktowany. Nie czuję się zbyt ostrym nauczycielem dla swoich uczniów. Często spotykam się z dowodami sympatii. W prowadzonych przeze mnie zajęciach pozalekcyjnych uczestniczy dużo młodzieży zainteresowanej szeroko pojętą informatyką. Dlatego też z dużym zaskoczeniem przyjąłem fakt, że we mnie wycelowana była ta gra - mówi nauczyciel.„Kryptonim KJ2” został umieszczony na stronie internetowej jednego z uczniów. Gra robiła furorę wśród młodzieży uczęszczającej do ZS nr 1. Znaleźli się także jej przeciwnicy. To oni donieśli o istnieniu gry K. Janickiemu. Ten przedstawił ją dyrekcji szkoły. Udało mu się też odnaleźć autorów gry. Okazali się nimi dwaj uczniowie liceum ogólnokształcącego. Znani byli z dużych zdolności informatycznych. Jeden z nich pisał programy graficzne, drugi odpowiadał za opracowanie tekstowe i dźwiękowe gry.- Wezwaliśmy do szkoły rodziców obu uczniów. Dla nas takie postępowanie było niedopuszczalne. Postawiliśmy sprawę w ten sposób: albo sami zrezygnują z nauki w naszej szkole, albo zostaną z niej usunięci. Rodzice jednego z nich od razu zabrali dokumenty syna. Drudzy na taki krok zdecydowali się kilka dni później - mówi Krystian Fabisz, dyrektor SZ nr 1.Nauczyciele „jedynki” są oburzeni sposobem, w jaki zostali potraktowani przez swoich uczniów.- Nie ma dla nich żadnych autorytetów. Zdarzały się już przypadki, że uczniowie wydzwaniali do domów z groźbami, rysowali karoserie samochodów. Jednak wymyślenie gry, w której można nauczycieli pobić, a nawet pozabijać, to szczyt. To się nie mieści w głowie, by młodzi ludzie, zresztą bardzo uzdolnieni, byli tak bezwzględni - mówi Henryk Orliński, nauczyciel fizyki w ZS nr 1.Przeprowadziliśmy wśród uczniów „jedynki” anonimową ankietę dotyczącą tej sprawy. Większość uczniów była zaskoczona postawą swoich kolegów.- Nie wiem, czym kierowali się, wymierzając taką „karę” profesorowi Janickiemu. Przecież to równy gość. Może wymagający, ale chyba nikt nie powie, że lekcje informatyki spędzają mu sen z oczu. Facet chce nas czegoś nauczyć, to wymaga - mówi uczeń trzeciej klasy liceum.- Przegięli. Jasne, że to frajda zagrać w taką grę, ale jak wszystko wyszło na jaw i spojrzeliśmy na to z drugiej strony, to przyznać muszę, że była to przesada. Szkoda, że to się tak skończyło, bo teraz cała sprawa może odbić się na relacjach pomiędzy uczniami a resztą nauczycieli - zauważa uczennica klasy maturalnej.- Ponieśli surową karę. Prawda jest taka, że w grę grali prawie wszyscy uczniowie i wtedy nikt nie zastanawiał się nad relacjami pomiędzy uczniami a resztą nauczycieli - to najczęściej pojawiająca się opinia.Czy rada pedagogiczna mogła za taki postępek skreślić obu chłopców z listy uczniów?- Decyduje o tym statut szkoły. Jeżeli rada pedagogiczna uznała, że było to zachowanie naganne i kłóciło się z obowiązującym statutem szkoły, to miała do tego prawo. Osobiście uważam, że jest to typowy przejaw wstępu do złych zachowań. Wprawdzie była to tylko gra komputerowa, ale młodzi ludzie często w obecnych czasach przenoszą obowiązujące w nich reguły do życia. To bardzo niebezpieczne zjawisko - mówi Maria Lipnicka, dyrektorka rybnickiej delegatury Śląskiego Kuratorium Oświaty.Cała sprawa odbiła się szerokim echem w środowisku szkolnym. Z pewnością rodzi ona wiele pytań i refleksji. Nie sposób nie zauważyć, że pedagodzy zadziałali zgodnie z Kodeksem Hammurabiego - oko za oko. Za wirtualną śmierć nauczyciela unicestwili dwóch swoich uczniów. Czy aby tędy droga?

Komentarze

Dodaj komentarz