Pneumatycznego aplikatora używamy w ostateczności, kilka razy w roku – mówi Przemysław Plucik / Wacław Troszka
Pneumatycznego aplikatora używamy w ostateczności, kilka razy w roku – mówi Przemysław Plucik / Wacław Troszka
Akcja strażników miejskich i pracowników schroniska wywołała dyskusję na temat wyposażenia placówki dającej schronienie bezdomnym stworzeniom.
27 lipca po godz. 22 w okolicach ul. Maksymiliana w Rybnickiej Kuźni (to osiedle elektrowni) pojawiły się dwa agresywne owczarki niemieckie. Po telefonie jednego z mieszkańców przyjechał patrol straży miejskiej. Gdy mundurowi dowiedzieli się, że wilczury zaatakowały wcześniej dwa inne psy, wezwali drugi patrol, a wtedy owczarki rzuciły się na kolejnego czworonoga, którego na smyczy prowadził właściciel. Strażnicy, używając pałek, stanęli w jego obronie. Po chwili jednak, jak relacjonuje Dawid Błatoń, rzecznik formacji, sami musieli się bronić przed agresywnymi psami. Z pomocą funkcjonariuszy psy schwytał w końcu pracownik schroniska dla zwierząt w Wielopolu, gdzie nazajutrz zgłosił się po nie właściciel.
Odebrał swoje owczarki, ale strażnicy wlepili mu 500 zł mandatu za nieupilnowanie czworonogów. – To młode owczarki niemieckie, które przekopały się pod ogrodzeniem. W naszej ocenie nie były agresywne wobec ludzi, ale z jakiegoś powodu atakowały inne psy. Takie rzeczy się zdarzają. Na potępienie zasługują ci, którzy psy wyrzucają albo pozbywają się ich w okrutny sposób, a nie ci, którym psy uciekną – komentuje Przemysław Plucik, kierownik schroniska. Po zdarzeniu otrzymaliśmy list od Czytelniczki, która skrytykowała placówkę za brak sprzętu do chwilowego usypiania zwierząt, pisząc, że pracownik schroniska i strażnicy miejscy byli tak samo bezradni jak mieszkańcy, którzy bali się wyjść z domu.
„Schronisko, które, jak sama nazwa wskazuje, ma chronić bezdomne zwierzęta, pozwala na bestialskie znęcanie się nad nimi” – czytamy w liście. Przemysław Plucik oddala zarzuty Czytelniczki. Jak wyjaśnia, placówka ma tzw. pneumatyczny aplikator środka usypiającego na naboje, ale jego użycie nie jest tak proste, jak się wszystkim wydaje. Przy bezwietrznej pogodzie ma zasięg tylko około pięciu, siedmiu metrów. Gdy pies jest w ruchu, o jego użyciu ze względu na bezpieczeństwo samego psa nie ma praktycznie mowy. Inna sprawa, że środek działa dopiero po jakimś czasie, więc po jego wstrzyknięciu pies jest w stanie przebiec jeszcze nawet półtora kilometra. Dlatego aplikatora używa się w ostateczności, tylko kilka razy w ciągu roku.
– Dotyczy to przypadków, gdy mamy do czynienia z bardzo agresywnymi psami, do których w żaden sposób nie można się zbliżyć. Tu tak nie było – wyjaśnia kierownik schroniska. Zwraca też uwagę, że interwencja w osiedlu elektrowni miała miejsce już po zmroku, w dodatku padało, co jeszcze pogarszało widoczność. Inna sprawa, że w każdym przypadku naboje do aplikatora musi ładować weterynarz, gdyż schroniska nie ma i nie może posiadać specyfiku do usypiania zwierząt. – O użyciu aplikatora nie było mowy, a złapanie w takich warunkach dwóch psów, biegających po osiedlu, nie jest rzeczą prostą. Jeśli ktoś ma na ten temat inne zdanie, to zapraszamy do współpracy – dodaje Przemysław Plucik.
Pracownik schroniska złapał psy, używając lancy, nazywanej też sztywną smyczą. To coś w rodzaju rurki, zakończonej regulowaną pętlą, którą trzeba zarzucić zwierzęciu na szyję. Potem można prowadzić psa w sposób bezpieczny, utrzymując niezbędny dystans. – To proste urządzenie to nasz podstawowy sprzęt, który sprawdza się w różnych warunkach i w razie potrzeby może też służyć nam do obrony przed agresywnymi psami. Ludzie wiele od nas wymagają, a nasze możliwości są ograniczone – mówi Przemysław Plucik. Schronisko obsługuje 18 gmin w regionie. Po godz. 22 pracownicy interweniują tylko w przypadkach pogryzień, potrąceń zwierząt przez samochody oraz na wezwanie straży miejskiej bądź policji.

Komentarze

Dodaj komentarz