Jak fundusz zdrowia
Już blisko 10 tys. zł wydał w tym roku urząd miasta na pomoc rannym i chorym dzikim zwierzętom.
Do tej pory gmina zapłaciła za udzielenie pomocy dwóm sarnom, kunie, zającowi, łabędziowi i kawce, a także leczenie wiewiórki. Zgodnie z umową, doraźnej pomocy udzielają stworzeniom pracownicy schroniska. To oni po otrzymaniu zgłoszenia ze straży miejskiej czy policji zabierają je z miejsca wypadku. Potem, zależnie od sytuacji, zawożą albo do swojej placówki w Wielopolu, w której przebywa ponad 300 psów i kilkadziesiąt kotów, albo do leśnego pogotowia w Mikołowie, które prowadzi fundacja Świat Zwierzętom. Skrzydlaci albo czworonożni pacjenci, którym uda się wykurować, wracają na łono natury. Ci, którzy zostali trwale okaleczeni, zostają tam na ogół do końca życia. Najwięcej stworzeń trafia do pogotowia w maju, czerwcu i lipcu. Ostatnio najczęściej są to bociany.
Miasto rozlicza się z pogotowiem, wnosząc opłatę za każde przyjęte zwierzę, według stawek dla danego gatunku. Jak tłumaczy Jacek Wąsiński z mikołowskiego ośrodka, to finansowa loteria. – Na zwierzętach, które szybko się wyleczą, możemy zarobić parę groszy. Jeśli jest to dłuższa kuracja albo stały pobyt, to dokładamy do interesu. Mało kto wie, że bocian potrafi zjeść w ciągu miesiąca górę mięsa – mówi Jacek Wąsiński. By magistrat nie miał wątpliwości, że płaci wyłącznie za leczenie stworzeń ze swojego terenu, mieszkańcy powinni zgłaszać każdy przypadek znalezienia czy zauważenia rannej zwierzyny w powiatowym centrum zarządzania kryzysowego, które ma siedzibę w rybnickiej komendzie Państwowej Straży Pożarnej.
Zdarza się też, że dzikie zwierzęta nabierają sił w schronisku w Wielopolu. Tak było np. w przypadku młodego puszczyka, który prawdopodobnie wypadł z gniazda. W schronisku wrócił do zdrowia i został wypuszczony.

Komentarze

Dodaj komentarz