Trener Leszek Ojrzyński kolejny raz przekonał się o tym, że futbol potrafi być okrutny / Wacław Troszka
Trener Leszek Ojrzyński kolejny raz przekonał się o tym, że futbol potrafi być okrutny / Wacław Troszka
Zespół Odry Wodzisław w ciągu niespełna trzech minut stracił dwa gole i niemal pewna wygrana w Gorzowie Wielkopolskim uciekła mu z rąk.
Po golu strzelonym przez Jana Wosia długo zanosiło się na sensację. Odra prowadziła na boisku wicelidera I ligi.
Niestety, sen o wywalczeniu kompletu punktów na gorącym terenie prysł niczym bańka mydlana na pięć minut przed końcowym gwizdkiem sędziego Tomasza Musiała. Najpierw w zamieszaniu pod bramką Michała Buchalika do wyrównania doprowadził Emil Drozdowicz, a 150 sekund później gol strzelony przez Grzegorza Wana dał gospodarzom prowadzenie.
– Zgodzę się, że przegraliśmy wygrany mecz. I przyznam: nie wiem, jak można było przegrać to spotkanie. Drużyna gospodarzy praktycznie nie stworzyła sobie sytuacji do zdobycia gola. Pierwsza bramka padła po bezmyślnym stałym fragmencie gry podarowanym przez nas. Nie wiem, jak to się mogło stać – przyznał po meczu Krzysztof Markowski, obrońca Odry.
Szkoda, bo wydaje się, że wodzisławianie na jeden punkt na pewno zasłużyli. Tym bardziej że mieli za sobą jeden z najtrudniejszych tygodni w historii klubu. Wszak w Odrze doszło do sporych zmian. Jednak ich skutków piłkarze na razie nie odczuli. Nadal czekają, aż nowi większościowi akcjonariusze zaczną efektywnie zarządzać spółką i na kontach zawodników i kadry szkoleniowej pojawią się wreszcie jakieś wpływy. Postawą w meczu z GKP Gorzów Wielkopolski zawodnicy Odry chcieli udowodnić, że niezależnie od sytuacji finansowej klubu stać ich na ambitną walkę z wyżej notowanym rywalem.
– Tak to w piłce bywa. Było to bardzo wyrównane spotkanie. Typowy mecz walki. Strzelamy bramkę, gramy dobrze w obronie. GKP praktycznie nie oddał żadnego groźnego strzału na bramkę. Później sam nie wiem, co się stało. Straciliśmy bardzo kuriozalną bramkę. Później, podłamani, tracimy kolejną. Trudno mi powiedzieć, czego zabrakło. Graliśmy z tyłu bardzo dobrze, ale nie możemy tracić takich bramek jak ta, którą zdobył Emil Drozdowicz – przyznał bramkarz Michał Buchalik.
W sobotę (11 września) na stadionie przy ul. Bogumińskiej zespół trenera Leszka Ojrzyńskiego spotka się z Ruchem Radzionków. Będą to pierwsze w tym sezonie derby Górnego Śląska na szczeblu I ligi.


GKP GORZÓW WIELKOPOLSKI – ODRA WODZISŁAW 2:1 (0:0)
Drozdowicz 85., Wan 87. – Woś 50.
Odra: Buchalik – Słodowy, Markowski, Radler, Kokoszka (90. Tanżyna) – Woś, Jary, Kuczok, Sobik (74. Szałek) – Rybski, Odunka (78. Hanzel).


Zdaniem trenerów:
Krzysztof Pawlak
(GKP): Wszystko, co zakładaliśmy przed rozpoczęciem meczu, się sprawdziło. Odrę mieliśmy dość dobrze rozpracowaną. Wiedzieliśmy, jak trudny czeka nas mecz. Wiedzieliśmy, jak ciężko będzie nam walczyć z rosłą defensywą Odry. Trener gości troszkę nas zaskoczył tym, że nie grał Hanzel. Moja drużyna zawsze będzie grała do końca. Pokazaliśmy, że mozolnie budujemy nie tylko jedenastkę, ale osiemnastkę, a nawet dwudziestkę chłopaków. To są piłkarze, którzy wchodząc z ławki wnoszą coś do zespołu, a ja nie muszę się telepać ze strachu przed kontuzją.

Leszek Ojrzyński (Odra): Zadowolony nie jestem. Wiadomo, że mieliśmy praktycznie wygrany mecz, a nie zdobyliśmy nawet jednego punktu. Przyjechaliśmy tu po całą pulę. Takie jest życie. Piłka okazała się okrutna dla mojego zespołu. To gra błędów, którą przegraliśmy. W ostatnich trzech meczach zdobyliśmy zaledwie jeden punkt. Uczymy się na błędach. Mamy swoje problemy. Szkoda, że stało się to w końcówce, a nie wcześniej, wtedy mielibyśmy więcej czasu na roszady czy zmiany. Nie takie mecze były. My musimy się pozbierać i myśleć o następnym spotkaniu.

Komentarze

Dodaj komentarz