20030409
20030409


Od kilku lat kradzieże węgla są zmorą kolei, kopalń i policji. Ostatnio jednak stały się prawdziwą plagą. Dziś w niektórych dzielnicach wielu śląskich miast zbieranie węgla stało się rodzinną tradycją. Jednak w tej tradycji coś się zmieniło. Kiedyś ludzie zbierali węgiel na własne potrzeby, dziś razem z dziećmi najmują się do pracy dla „torowych biznesmenów”. Jak podaje Służba Ochrony Kolei w Katowicach, są na mapie naszego województwa miasta, gdzie kradzieże węgla zdarzają się kilka razy dziennie. Ruda Śląska, Gliwice, Zabrze, Bytom, Mysłowice, Siemianowice, Katowice i Bieruń - to istny raj dla zbieraczy.- Straty poniesione przez kolej w 2001 roku w wyniku kradzieży węgla z wagonów wyniosły 8,2 mln zł. W 2002 roku nastąpił zdecydowany wzrost kradzieży. Do końca roku okradziono blisko 3 tys. składów - mówi rzecznik prasowy PKP Cargo w Katowicach Janusz Mincewicz.Według kolejowych statystyk najczęściej narażone na kradzieże są transporty przejeżdżające przez tereny, gdzie występuje największe bezrobocie. Straty, jakie w 2002 roku poniosła kolej z tytułu kradzieży, aż w 70 proc. zdarzyły się na Śląsku.Czarny opał schodzi jak świeże bułeczki, bo ludzie po prostu żyją z tego, co ukradną. Torowy interes kwitnie i zatacza szerokie kręgi. Często zdarza się, że kierują nim „biznesmeni” mający doskonale zorganizowany system pracy. Do czarnej roboty najmują grupy zbieraczy, sami trzymając nad wszystkim dyskretnie nadzór z samochodu, z komórką przy uchu. Nie wystarcza im zbieranie tego, co spadnie na tory. Zatrzymują lub choćby spowalniają węglowe składy. 16-letni Mikołaj, który dla gangu pracuje rok, opowiada o tym, w jaki sposób działa grupa, w której jest od czarnej roboty. - Tylko niech pani nie chlapnie, gdzie pracuję, bo stracę robotę i wtedy na sto procent będę miał przerypane. Jakby co, wszystkiego się wyprę. Ja po prostu muszę mieć tę robotę. W grupie jest nas - z tych, co znam - chyba pięć osób, ale to nie wszyscy. Najpierw obserwujemy nasyp, jakie transporty, kiedy i jaki węgiel, bo byle gówna nie bierzemy. No a potem z dwoma łebkami wskakujemy do przejeżdżającego pociągu. Otwieramy wagony i węgiel się wysypuje. Potem wory pod pachę i wio do zbierania, i to w tempie, żeby nas czasem nie przycapiła ochrona.Inny sposób zastosowali złodzieje, którzy napadli na pociąg towarowy z koksem. Chcąc zatrzymać pociąg, na torach położyli betonową płytę. Kiedy skład zahamował i stanął, otworzyli zawory, a z 11 węglarek na tory poleciał koks. Wystraszony maszynista zamknął się w kabinie. - Pomysłowość atakujących wagony nie zna granic. Smarują np. szyny smarem, a jak koła lokomotywy zaczynają się ślizgać, pociąg musi zwolnić. Potem wskakują na węglarki i hulaj dusza! Co my na to? Pani, a czy ja wyglądam jak Rambo? Za te pieniądze, co mi płacą, to mam jeszcze złodziei obganiać i zarobić w łeb? W życiu! Zresztą teraz takie czasy, że na towarowym zrobiło się jak na wojnie. Ktoś musi przegrać, a ja mam żonę, dzieci i jeszcze trochę do emerytury - mówi Jan K., maszynista jeżdżący na składach towarowych.W gangach okradających wagony najchętniej widziane są dzieci, bo one nie boją się patroli. - Zbieramy różnie, w ciągu dnia zdarza się kilka razy. Trzeba, idzie się i w nocy. Nie ma się czego bać. Na tory nie chodzimy, żeby gonić się po nich z patrolami, ale do roboty. Trzeba mieć rozeznanie, kiedy zmieniają się patrole. A jak już się zdarzy, że natkniemy się na ochronę, to albo się chowamy, albo do akcji wkracza nasza ochrona - mówi 14-letni Jacek.- Nawet gdyby się na nas zasadzili, to nie będą wiekować w krzakach, żeby nas wyłapać. Jeszcze teraz w taki mróz. Prędzej dupy by im do szyn przymarzły, niżby nas złapali - zaczepnie rzuca rudy piętnastolatek i szybko znika.Do rozmowy włącza się 16-letni Adam: - Co z tego, że przyjdą sokiści i nas przegonią? Od czego jest następny dzień? - wyjaśnia. - Na torach jesteśmy codziennie. Jak rodzice nie dają pieniędzy, bo nie mają skąd, trzeba sobie radzić samemu. No to się chodzi na węgiel.Zbierający dla siebie i dla szefów wyjaśniają, że oni nie kradną węgla, tylko go zbierają. Ilu mieszkańców Śląska utrzymuje się z tego procederu, tego nikt dokładnie nie wie. Wiadomo tylko, że „na węgiel” chodzą już całe rodziny. Dla wielu legalne kupienie choćby tony węgla jest nieosiągalne.- Komu przeszkadza, że chodzę i zbieram to, co wypadnie z przejeżdżającego wagonu? - pyta spotkany przy torowisku mężczyzna, taszczący na starym składaku worki zapełnione węglem. - Jak od pięciu lat nie mogę znaleźć roboty, to gówno kogo obchodzi, co robię. Przynajmniej uczciwie nazbieram na chleb, a nie jak ci, co poprzyklejali dupy do stołków i teraz są wielkie posły, dyrektory i cholera ich wie co jeszcze. Nie podaje nazwiska. - Na co to pani? - pyta, spluwa przez zęby i odchodzi.Obecnie 50-kg worek węgla kosztuje 10 złotych. Czasem, jak się dobrze zahandluje, można dostać 15 złotych. W ciągu dnia obrotny zbieracz wypełni nawet kilkadziesiąt worków. Taki chomik potrafi więc miesięcznie zarobić więc 4 do 5 tys. złotych. Ponieważ cena węgla na ulicy jest dużo niższa niż w legalnym punkcie sprzedaży, zbieracze nie narzekają na popyt. „Hurtownicy” szukają i znajdują klientów wśród stojących przy kopalnianych wagach kierowców ciężarówek. Również większość detalistów nie ma powodów do narzekań, bo i oni mają już swoich stałych klientów. Według PKP i SOK złodzieje stają się coraz bardziej brutalni i agresywni. Idąc na tory, są tak zdeterminowani, że zaatakują nawet przeganiające ich z torowiska patrole sokistów.- Miałem taki przypadek i choć do ułomków nie należę, to mało brakowało, a razem z kolegą narobilibyśmy w spodnie - mówi jeden z patrolujących tory sokistów. Zastrzega swoje personalia. - W życiu się tak nie bałem.. Zauważyliśmy troje dzieci na torowisku przy składzie z węglem. Podeszliśmy do nich. Miały po niepełnym worku. Jeszcze nie zaczęliśmy mówić, a z boku wyskoczyło trzech chłopa i od razu do nas. W rękach trzymali jakieś żelastwo. No to wykonaliśmy przepisowe w tył zwrot i chodu. Na pół żywi dopadliśmy do budki - ciągnie opowieść.W Knurowie, gdzie fedrują dwie kopalnie, zarówno policja, jak i ochrona kopalń na brak zajęcia narzekać nie mogą. Zgłoszenia kradzieży węgla na kopalniach lub z usypów głównie na szlaku kolejowym Przyszowice - Mizerów są na porządku dziennym.- Na naszym terenie mamy tylko przesyłki opałowe: węgiel, miał czy koks. Zgłoszenia są różne, od jednego, dwóch worków węgla, aż po kilka ton - wyjaśnia zastępca naczelnika wydziału dochodzeniowo-kryminalnego KP w Knurowie aspirant sztabowy Edward Kutypa. Największa kradzież zdarzyła się z 19 na 20 grudnia ubiegłego roku. Z placu (przy torach) przy ul. Dworcowej w Knurowie zniknęło 300 ton miału.- Zatrzymań złodziei węgla dokonują głównie pracownicy firmy Derrata. Jest ich naprawdę dużo, ale wartość łupu na ogół niewielka, więc ich sprawy kwalifikowane są jako wykroczenia i kierowane są do sądu grodzkiego - mówi E. Kutypa.Z podanej przez katowicką policję statystyki wynika, że tylko do grudnia 2002 roku w samych Katowicach policjanci prowadzili 61 spraw dotyczących kradzieży węgla. Zatrzymanych zostało 57 sprawców kradzieży, w tym 16 nieletnich. Są to chłopcy w wieku 13 do 15 lat. Wszystkie te osoby ukradły łącznie 167 ton węgla za 50 tys. złotych!Jak poinformował Adam Adamczuk, pełnomocnik dyrektora ds. ochrony osób i mienia KWK Szczygłowice, od początku 2002 roku na kopalni ujęto 45 sprawców kradzieży. Policji przekazano 42 osoby. 31 przyłapano na kradzieży węgla, 12 - na kradzieży kabla, natomiast dwie na kradzieży oleju napędowego. - Część mienia w wysokości 26 tys. zł udało się odzyskać, najwięcej węgla. Najgorzej wygląda sprawa kabli. Wprawdzie odzyskano kable o wartości 17 648 zł, ale większość było pociętych (kable dźwigów szybowych) i przedstawia jedynie wartość złomową - wyjaśnił A. Adamczuk.Alarmujące są też statystyki podane przez komendanta Śląskiego Oddziału SOK w Katowicach Kazimierza Romanowskiego: - Kradną już chyba wszyscy - dzieci i dorośli - dla siebie i dla gangów. W ciągu 11 miesięcy 2002 r. zatrzymano i przekazano organom ścigania 1400 złodziei złapanych podczas kradzieży. W tym okresie zarejestrowano też 800 przypadków kradzieży węgla ze składów przesyłek i 1500 faktów otwarcia wagonów na tzw. usypy. Większość zatrzymanych to nieletni, w stosunku do których rzadko wyciągane są konsekwencje. Wykryć i złapać szajkę czy gang jest bardzo trudno. Nawet jak już trafi się dorosły złodziej, to postępowanie trwa tak długo, że gdy w końcu prokurator postawi mu po roku zarzut, odpowiada już wtedy z wolnej stopy. A ponieważ dzieci są praktycznie bezkarne, gangi właśnie je wykorzystują najczęściej. Dorośli zajmują się tylko sprzedażą i transportem.Nieletni do tej roboty nadają się doskonale, bo nawet gdy zostaną złapane na kradzieży, policjanci niewiele mogą im zrobić. A w przypadku, gdy zatrzymany ma mniej niż 13 lat - praktycznie nic. Dzieci wychodzące na tory też o tym wiedzą. - Lekko nie jest. Na tory chodzimy zbierać dwa razy na dzień - rano i wieczorem - opowiada 12-letni Irek. - Koledzy różnie zbierają - do torby albo wózka. Ja zawsze do worka. Gdy się wpadnie, nigdy nie wolno się stawiać, ale udawać głupka. Mówi się, że zbieramy dla siebie albo na jedzenie dla rodziny. Jak ochrona ma dobre serce, czasem odbierze węgiel i puści.Fakt wykorzystywania dzieci przez dorosłych potwierdza też Adam Adamczuk: - Kiedyś złapaliśmy trzech chłopców w wieku 8, 10 i 12 lat. Mówię do jednego z nich, że jak ojciec dowie się, co zrobił, to mu się oberwie. Wie pani, co on na to? Ale to tata mnie tu wysłał.Od kiedy istnieje Śląsk i kopalnie, istnieją też zbieracze węgla. Nigdy dotąd nie byli zorganizowani na tak wielką skalę. Dziś złodziejski proceder kwitnie, a cwaniacy na dziecięcych plecach dorabiają się majątków. Czy istnieje skuteczny środek, który zwalczyłby tę plagę?- Być może dałoby się problem zlikwidować, jeśli nie całkowicie, to przynajmniej go ograniczyć. Niestety, na to potrzebne są i środki, i finanse, a przy obecnych, którymi dysponujemy, możemy zrobić tylko tyle, co dotychczas - twierdzi zastępca komendanta policji w Knurowie komisarz Wojciech Kołodziej.- Ze zorganizowanymi gangami można skutecznie walczyć tylko przez właściwe zabezpieczenie torów i dużo lepsze zabezpieczenie samych wagonów. Najpilniej potrzeba jednak zmiany przepisów prawa i ich egzekwowanie - utrzymuje komendant A. Romanowski.O zabezpieczenie zadbała KWK Szczygłowice. - Od 1 lutego teren zakładu zostanie objęty ochroną przez profesjonalistów posiadających licencję oraz broń. Na kopalni zostaną rozmieszczone tablice ostrzegawcze: „Wstęp wzbroniony. Kopalnia chroniona przez uzbrojoną ochronę”. Czy będzie to skuteczne zabezpieczenie, czas pokaże. Póki co kradzieże się mnożą i policja znów ma pełne ręce roboty. Tylko od 2 do 6 stycznia 2003 roku w Knurowie zatrzymano osiem osób przyłapanych na kradzieży węgla i miału. Łącznie ukradły one około 700 kg opału.- Od kilkunastu lat jestem na emeryturze. Wiele widziałem, ale takiego dziadostwa, jak jest dzisiaj, nigdy. Co pomoże nowa ochrona? Jeśli dla złodzieja nawet płot pod wysokim napięciem nie jest przeszkodą, to czy będzie nią ochroniarz, nawet i uzbrojony? Czy taki ochroniarz będzie strzelał do starego chłopa czy dziecka z powodu mieszka węgla? Pani kochana, przecież on za chwilę może być w sytuacji, że sam też pójdzie na tory. Co innego szajki czy gangsterzy. Tych to należy gnać, prać i jeszcze patrzeć, czy równo dostali - stwierdza Bogdan H., górnik mieszkający niedaleko KWK Szczygłowice, który 12 lat temu ostatni raz przekroczył bramę tej kopalni.- Pani, ło czym my godomy? Dyć czasym to by stykło ino chycić za łeb i tak rychtik porzondnie łozwyrtać łojcom, żeby przestali chloć, a chycili sie jakiś roboty, zajyni bajtlami i chałpom. A jak jednego pierona z drugim suszy, to niych som zapieprzo na hołda, a niy korze tyrać z miechami dzieciom. Gańby niy majom te pierońskie łożralce - wybuchnął przysłuchujący się rozmowie Alojzy K., również emerytowany górnik szczygłowickiej kopalni.

Komentarze

Dodaj komentarz