Rybnicka ekipa razem z Marzeną Kipiel-Sztuką. Obok niej (z prawej) siedzi Jerzy Cnota / KFN Rybnik
Rybnicka ekipa razem z Marzeną Kipiel-Sztuką. Obok niej (z prawej) siedzi Jerzy Cnota / KFN Rybnik
Jedno jest pewne – nikt nie pozostanie wobec tych filmów obojętny.
„Byzuch” i „Byzuch 2 Rewizyta” to obrazy, które nie pozostawiają widza obojętnym. I mają mnóstwo fanów – o czym można się było przekonać podczas premiery drugiego z tych filmów w Domu Kultury w Chwałowicach.
O czym są te obrazy? Byzuch to śląskie odwiedziny. Pierwsza część przedstawia więc historię kilku przyjaciół, którzy spotykają się po latach. Do Polski przyjeżdża Jorg, który ponad 20 lat mieszkał w Niemczech. Towarzyszy mu rodowity Niemiec, Andreas. Wizyta gości wyzwala szereg komicznych sytuacji, wynikających z błędnych wyobrażeń o Ślązakach i Niemcach. Druga część to oczywiście rewizyta Ślązaków w Niemczech. Jorg i Andreas są zmuszeni porządnie ugościć Gienka, Jurka, Marzenę (siostrę Gienka), Irka (szwagra Gienka) i barwnego ojca Maryjana (w tej roli Grzegorz Stasiak). W Polsce pozostają sąsiedzi, Grejta i Jerzy, którzy pilnują domostwa i... psów. Dawny kościelny zostaje nowym burmistrzem, ma problemy z podejmowaniem decyzji, a jego mentor ojciec Maryjan jest w Niemczech. Reżyserem i scenarzystą filmu jest Eugeniusz Kluczniok, który jest też autorem muzyki. Za zdjęcia i montaż odpowiada Mirosław Ropiak. Obraz zrealizował Klub Filmu Niezależnego.
Do filmu zaangażowano Marzenę Kipiel-Sztukę, profesjonalną aktorkę, znaną przede wszystkim z serialu „Świat według Kiepskich”. – Najlepsze było pierwsze spotkanie z Marzenką, która nie zna gwary śląskiej. Z Jurkiem Cnotą i Grzegorzem Stasiakiem zaczęliśmy z nią rozmawiać. I specjalnie wyszukiwaliśmy takie ausdruki śląskie (czyli gwarowe słówka i zwroty – przyp. red.), od wursztu przez tomata, po brateringi. Potem trochę ją oswoiliśmy, jak to gorola. To fantastyczna babka, bardzo kompetentna aktorka – wspomina Jerzy Haberstroh, filmowy Jorg.
Niestety, Kipiel-Sztuka nie mogła przybyć na premierę filmu, bo dostała angaż i była akurat skoszarowana na planie. W „Byzuchu 2” nową postacią jest też Jerzy Janeczek, czyli Witia z serii filmów o Kargulach i Pawlakach. Wystąpił już w poprzedniej produkcji Klubu Filmu Niezależnego z Rybnika, obrazie „Bajzel po polsku”. Teraz gra sąsiada, który razem z Aleksandrą Harazim-Bąk opiekuje się domem w Polsce. Brawurowo zagrał Mariusz Groborz, którego widzowie KFN pamiętają z filmów „Bajzel po polsku” i „Dziewczyny lubią blond”. Tym razem wcielił się w postać nowego kościelnego, który m.in. pośredniczy w sprzedaży samochodu proboszcza wójtowi. Ojciec Maryjan przebywa w Niemczech i ma ochotę na nowe auto. Kościelny oczywiście zabezpiecza dla siebie kilka stówek. – Podobno po obejrzeniu tego filmu już cztery fary są mną zainteresowane! – śmieje się Mariusz. W filmie siebie zagrał Ireneusz Boczkowski, szef rybnickiego aeroklubu. Pilotował samolot, który z ojcem Maryjanem, wylądował w Niemczech.
Sceny kręcono m.in. we Frankfurcie. – Pojechaliśmy tam w ciemno, prowiant przywieźliśmy swój – wspomina Eugeniusz Kluczniok, reżyser filmu. To on zbierał fundusze na wyprawę i realizację obrazu. – W Polsce, żeby załatwić pieniądze na film, to trzeba dwa lata pisać, zbierać opinie, odwiedzać Instytuty Sztuki Filmowej. Ja obszedłem firmy wzdłuż drogi w Stanowicach, później te, leżące jak się jedzie na Czerwionkę. Nazbierałem po 500, po 1000 złotych – wspomina.
Niemcami jest trochę rozczarowany. – Na targowisku u nas jest lepiej, przynajmniej dają jakąś tytkę nylonową. A tam mówią „zapakuj sobie”. I Marzenka musiała pakować kieliszki w gazetę! – opowiada reżyser.
Jerzy Haberstroh przyznaje, że trafili do specyficznej dzielnicy. – Jestem w Niemczech praktycznie co dwa miesiące, a nie spotkałem wcześniej takiej okolicy. Słyszeliśmy tam wszystkie języki świata oprócz niemieckiego! – wspomina.
Na spotkanie ekipy z Rybnika przyjechała grupa ludzi z Kolonii. Znali pierwszy „Byzuch”. – Cieszyli się na to spotkanie. Dla nich to był kawałek Śląska. Ciągle o coś pytali, chcieli wszystko wiedzieć. Jedni byli z Siemianowic, inni z Chorzowa... – wspomina Haberstroh.
Jerzy Cnota kwituje: – Jo nic nie pamiętom. Gdyby nie ta gorzoła, to by my tego filmu nie nakręcili – przyznaje.
Mirosław Ropiak, szef KFN i zarazem autor zdjęć, stwierdza, że film kręcono trochę jak... wesele. – Gienek powiedział tylko tyle: „bierz kamerę i kręć. Tak żeby wszystko było zarejestrowane” – wspomina Ropiak. – Przy realizacji filmu zebrała się tako fajno śląsko czelodka – podsumowuje Eugeniusz Kluczniok.

Komentarze

Dodaj komentarz