Zdążyć przed kalectwem
W ośrodka księdza Jośki zdrowie odzyskały już tysiące dzieci, u których po urodzeniu stwierdzono wady rozwojowe. – Do dziś zdarza się, że ktoś dzwoni i pyta, czy to ośrodek księdza Jośki – mówi Grażyna Paś, dyrektor Ośrodka Leczniczo-Rehabilitacyjnego dla Dzieci Niepełnosprawnych im. Jana Pawła II w Rybniku. Co roku specjaliści udzielają tu pomocy tysiącu dzieci. Właśnie minęło 20 lat od otwarcia placówki, która była pierwszą tego typu na Śląsku. Powstała dzięki świętej już dziś pamięci księdzu Henrykowi Jośce, budowniczemu kościoła na Nowinach, który poruszył niebo i ziemię, by zebrać pieniądze na budowę. Wraz z lekarzem Andrzejem Ścibichem zorganizował nawet pierwszy w Polsce mecz piłkarski księża kontra lekarze. Spotkanie odbyło się na początku czerwca 1989 roku na stadionie ówczesnego ROW-u Rybnik przy pełnych trybunach.
Ośrodek leczy dzieci do 18. roku życia. Najmłodsi pacjenci mają ledwie kilka tygodni, a trafiają do tzw. punktu wczesnej interwencji, bo im wcześniej dziecko z zaburzeniami zacznie terapię, tym lepiej. – Mamy tu dzieci, u których po urodzeniu stwierdzono niedorozwój umysłowy bądź ruchowy. Pracujący u nas pediatra, neurolog dziecięcy, ortopeda czy psycholog badają dzieci raz jeszcze i dobierają odpowiednią terapię. Punkt wczesnej interwencji udziela pomocy dzieciom do siódmego roku życia. Terapeuci zajmują się nie tylko rehabilitacją, ale też uczą rodziców, jak mają ćwiczyć z pociechami w domu, bo bez tego trudno o dobre efekty leczenia. Podpowiadają też, jak powinni trzymać dziecko na rękach, jak przewijać czy w jakiej pozycji karmić – mówi Grażyna Paś.
Pracą lekarzy od początku kieruje dr Tadeusz Sobański, który zwraca uwagę, że niegdyś trafiało tu znacznie więcej pacjentów z głębokim niedorozwojem, będącym m.in. efektem okołoporodowego porażenia mózgowego. Dziś przy stosunkowo dobrze rozwiniętej profilaktyce takich ciężkich przypadków jest znacznie mniej. Więcej jest za to przypadków lekkich. Przy odpowiedniej terapii ci najmłodsi osiągają pełną sprawność fizyczną i umysłową. – Najbardziej cieszymy się wtedy, gdy takie dzieci żegnają się z nami na dobre, a na twarzach rodziców widzimy uśmiech i ulgę – mówi Grażyna Paś. Wojciech Mokrzycki, kierownik działu rehabilitacji leczniczej, podkreśla, że bardzo wcześnie rozpoczęta terapia uchroniła wielu milusińskich przed poważną niepełnosprawnością.
Inaczej było 20 lat temu, bo wtedy do placówki trafiali rodzice z niepełnosprawnymi dziećmi w wieku siedmiu, ośmiu lat. Obecnie w ramach ośrodka funkcjonuje też oddział rehabilitacji dziennej, który rodzice nazywają przedszkolem. Dzieci od drugiego do siódmego roku życia przebywają tu w godzinach od 7 do 15, 15.30, a biorą udział zarówno w zajęciach grupowych, jak i indywidualnych. – Wciąż się uczymy, wprowadzając najnowsze metody terapeutyczne, które są stosowane na świecie. Uczymy też dzieci samodzielności, tak by umiały same zjeść posiłek, posprzątać po sobie zabawki czy umyć zęby – mówi rehabilitantka Hanna Żak-Sibon. Działają tu również oblegane poradnie logopedyczna i rehabilitacyjna.
W 2004 roku ośrodek, którego działalność finansowało dotąd jedynie miasto, podpisał po raz pierwszy kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia. W ubiegłym roku opiewał on już na 900 tys. zł. Pozostała kwota, czyli 1,1 mln zł, pochodziła z budżetu miasta. Atutem ośrodka są nie tylko pracujący tu specjaliści i niepowtarzalna atmosfera serdeczności, ale też nowoczesny sprzęt rehabilitacyjny, by wspomnieć tylko wannę do kąpieli wirowych i masażu podwodnego. Rosnąca liczba pacjentów sprawia, że dyrekcja placówki coraz poważniej myśli o jej rozbudowie.

Komentarze

Dodaj komentarz