Szukają po omacku

Od niedzielnego południa w wodach Zalewu Rybnickiego ciała Eugeniusza Wróbla szukają strażaccy płetwonurkowie z Rybnika i Bytomia wspomagani przez specjalnie szkolonego psa. Miejsce wskazał podejrzany.
– Widoczność na dole jest zerowa. Na dnie zalega półmetrowa warstwa mułu, nad nią unosi się jeszcze półmetrowa warstwa zawiesiny. Tam nic nie widać, więc przeszukujemy po omacku metr po metrze metodą wahadłową. Jesteśmy podpięci do liny, która jest sukcesywnie przesuwana o kolejny metr. Posiłkujemy się też niewielkim sonarem, ale nie jest on zbyt precyzyjny, a w dodatku występują spore zakłócenia – powiedział nam Tomasz Kos, strażak płetwonurek z Bytomia.
Nurkowie schodzili pod wodę na ogół wtedy, gdy pokazał coś sonar, albo rozległo się szczekanie Kajman, psa wyczuwającego zapach zwłok. W ciągu pierwszych trzech dni poszukiwań Kajman zaszczekał kilkakrotnie, ale pod wodą niczego nie znaleziono. Na unoszenie się specyficznego zapachu mogą mieć bowiem wpływ nawet niewielkie podmuchy wiatru. Z przebywającymi pod wodą strażakami jest utrzymywana łączność radiowa. Płetwonurkowie nie wyczuli żadnych prądów wody, o których wspominali m.in wędkarze. Oględnie strażacy mówią natomiast o obawach związanych z żyjącymi w zalewie padlinożercami – węgorzami, rakami i sumami. Zwłaszcza te ostatnie osiągają rzadko spotykane w Polsce rozmiary, a mogą spowodować, że nie będzie czego szukać. Wszyscy mają jednak nadzieję, że skoro wypłynęły dwa szczątki ciała, to wypłyną i następne.

Czytaj też:
Ojciec i syn. Ofiara i jej kat
Syn czy potwór
Krwawe piętno zbrodni
Jaki naprawdę jest Grzegorz W.?
To był fachowiec
Gienek, żeglarz doskonały

Komentarze

Dodaj komentarz