Trudno mi uwierzyć w to, co się stało – mówi Zygmunt Łukaszczyk / Dominik Gajda
Trudno mi uwierzyć w to, co się stało – mówi Zygmunt Łukaszczyk / Dominik Gajda

Kiedy poznał pan Eugeniusza Wróbla?
Pierwszy kontakt mieliśmy w 1976 roku. Jako uczeń pierwszej klasy liceum ogólnokształcącego wstąpiłem do Harcerskiej Drużyny Wodnej. Gienek Wróbel był już doświadczonym instruktorem harcerskim i instruktorem żeglarstwa. Potem, przez kolejne lata, ja zdobywałem szlify żeglarskie. Współpracowaliśmy przy prowadzeniu drużyn żeglarskich, wodnych. Bywaliśmy na wspólnych wiosennych spływach odrzańskich, na rejsach bałtyckich, braliśmy udział w morskiej akcji szkoleniowej.

Kiedy mieliście ostatni kontakt?

Miesiąc temu! Był u mnie, mówił o perspektywach rozwoju lotniska w Pyrzowicach. Był bardzo zainteresowany przebiegiem autostrad w województwie śląskim, zwłaszcza tej autostrady, która biegnie blisko Pyrzowic, jak również rozwojem szybkiej kolei. Mimo że nie pełnił już funkcji ministerialnych, to nie odcinał się od problemów Śląska.

Jak go pan zapamięta?
Był niesamowicie zdyscyplinowany, uporządkowany, wyważony w słowach. Miał również wyjątkową samodyscyplinę. Był wierny prawu harcerskiemu, nie pamiętam, by kiedykolwiek naruszał te przyrzeczenia harcerskie. Był wzorem do naśladowania dla młodzieży i dorosłych, ale przy tym bardzo wymagający. Pamiętam, że na spływach przestrzegał dyscypliny, porządku, dbał o bezpieczeństwo. To był człowiek, od którego można się było wiele nauczyć.

Mimo że był związany z rządem PiS-u, to po prostu był fachowcem.
Był dobrym urzędnikiem. Kiedy ja w latach 90. byłem prezydentem Żor, on był pierwszym wicewojewodą. Po odwołaniu wojewody Wojciecha Czecha pełnił obowiązki wojewody. Wiele rzeczy, również dzięki jego zaangażowaniu, udało się załatwić dla Śląska. Jego dzieckiem było lotnisko w Pyrzowicach. Ale był też prekursorem studiów na Politechnice Śląskiej, które miały przygotować kadry dla lotnictwa. Podkreślał, że brakuje nam wykształconych ludzi. Dbał o kadry dla lotnictwa, dla polskiej żeglugi powietrznej.

Kiedy dowiedział się pan o tej tragedii?
O tym, że zaginął, dowiedziałem się w piątek, kiedy zadzwonił do mnie zastępca dyrektora wydziału zarządzania kryzysowego, zresztą również harcerz i wodniak. Powiedział mi, że zaginął Gienek Wróbel. Nie mogłem w to uwierzyć. Potem dowiedziałem się, że nie żyje.

Podejrzanym o dokonanie tej zbrodni jest jego syn. Zna go pan?
Nie. Znam jego córkę, też pływała, była w rybnickiej harcerskiej drużynie wodniackiej.

Czytaj też:
Ojciec i syn. Ofiara i jej kat
Syn czy potwór
Krwawe piętno zbrodni
Szukają po omacku
Jaki naprawdę jest Grzegorz W.?
Gienek, żeglarz doskonały

Komentarze

Dodaj komentarz