Pan Jacek jada teraz bardzo dużo warzyw. Żona stosuje tę samą dietę, bo też chce schudnąć / Dominik Gajda
Pan Jacek jada teraz bardzo dużo warzyw. Żona stosuje tę samą dietę, bo też chce schudnąć / Dominik Gajda
Jacek Szczepanik chce schudnąć około 130 kilogramów. Wyliczył, że zajmie mu to półtora roku.
Jeszcze niedawno Jacek Szczepanik ważył 210 kilogramów. Tusza przeszkadzała mu w np. skoszeniu trawnika. Męczył się szybko i oblewał potem. Z miesiąc temu zdecydował, że zrzuci co najmniej 130 kg. W postanowieniu wspierają go rodzina, znajomi i klienci jego firmy, która mieści się w Ponięcicach w gminie Rudnik, gdzie mieszka właściciel i handluje artykułami instalacji sanitarnej. Wyznaczył sobie bardzo ostre rygory: 1000 kalorii dziennie, co wydaje się skutecznym sposobem, bo dotąd zrzucił już kilkanaście kg. Jak wyliczył, odchudzanie zajmie mu półtora roku. Potem będzie musiał do końca życia pilnować swojej wagi. Wszystko to wymaga ogromnego samozaparcia.
Koniec z golonką
– Wiele razy próbowałem schudnąć, ale rezygnowałem po dwóch, trzech tygodniach. Teraz będzie inaczej, bo tusza uniemożliwia mi normalne funkcjonowanie – stwierdza. Na przykład nie jest w stanie wsunąć się pod samochód, by dokonać w nim drobnych napraw. Kiedyś nie miał z tym problemu. Nie zmieści się też do malucha, choć takim samochodem jeździł przez osiem lat. Od dawna nie chodzi na żadne zakupy, bo ludzie oglądają się za nim i komentują. Przestał też chodzić na spacery z żoną. O dziwo jako 20-latek był bardzo szczupłym mężczyzną. Przy wzroście 176 cm ważył tylko 62 kg. Dlaczego się tak roztył? Na pewno największy wpływ na szybkie tycie miało niewłaściwe i nieregularne żywienie oraz siedzący tryb życia.
– Jadłem wszystko. Bardzo lubię słodycze i golonkę – opowiada. Niemal cały dzień spędza na siedząco w pracy, przy telefonie i komputerze oraz w samochodzie. –Zamawiam towary, sprawdzam dostawy, czasem tylko wyjdę z klientem do magazynu – wyjaśnia. Nie uprawia żadnych sportów. Zresztą przy takiej tuszy byłoby to bardzo trudne, a nawet niebezpieczne. Wyprowadza tylko na dwór suczkę Daisy. To pupilka całej rodziny. – Jak tylko schudnę kilkadziesiąt kilogramów, pomyślę o uprawianiu jakiegoś sportu – zapewnia. W czasach szkolnych, jak wszyscy, kopał piłkę. Potem jeździł z żoną na rowerze. Miał też rower stacjonarny, który jednak zepsuł się i trafił do komórki. Wspólnie z żoną biegał po okolicy, ale to było dawno temu.
Nie ma zmiłuj
– Chciałbym wyraźnie zejść poniżej 100 kg. Realna jest waga 85-90 kg, choć marzę o 75 kg – wylicza. Kilka razy rzucał palenie. Papierosy zastępował jednak słodyczami, więc bardzo szybko przybierał na wadze. Wreszcie udało mu się ostatecznie wziąć rozbrat z paleniem, ale wtedy zaczął błyskawicznie tyć. – Długo sądziłem, że mam 128-135 kg, bo tak wskazywała moja domowa waga. Kiedyś przypadkowo stanąłem na wadze w ośrodku zdrowia, a ta pokazała blisko 150 kg. Potwierdziło to kilka innych urządzeń. Wyrzuciłem więc felerną wagę na śmietnik i kupiłem porządną wagę lekarską. To był moment, gdy powiedziałem sobie, że trzeba dojść – zaznacza. Teraz nie może zjeść więcej niż 1000 kalorii dziennie.
Wszystkie składniki trzeba dokładnie wyliczyć i odważyć. – Nie ma zmiłuj się – śmieje się pan Jacek. Oto jego menu: z rana szklanka niegazowanej wody mineralnej z kroplą octu jabłkowego; śniadanie: dwie kromki specjalnego chrupkiego pieczywa posmarowane koncentratem pomidorowym bez masła, plasterek lub dwa chudej wędliny, listek sałaty zielonej, pomidor, ogórek, papryka lub rzodkiewka, czasem szklanka kefiru. Drugie śniadanie: jogurt naturalny, kefir albo maślanka. Obiad: kawałek gotowanej lub duszonej piersi z kurczaka albo indyka z surówką, ryżem lub kaszą. Podwieczorek: szklankę soku z grejpfruta albo ananas. Kolacja: sałatka warzywna zwykle z kapusty, pomidora i papryki. Pan Jacek musiał zapomnieć o słodyczach, a nawet kotlecie schabowym.
Rodzinna solidarność
– Mogę zjeść oszukanego kotleta z piersi kurczaka, ale nie w panierce – mówi. W przygotowywaniu posiłków pomaga mu żona Bernadeta, która zresztą stosuje tę samą dietę, bo uważa, że i ona powinna zrzucić przynajmniej kilka kg. Solidarność najbliższych pomaga wytrwać w postanowieniu. – Duże wsparcie mam też ze strony kolegi Adriana Lukoszka z Tarnowskich Gór. Miał ten sam problem. Ważył grubo ponad 220 kg. W ciągu zaledwie dziesięciu miesięcy zrzucił 120 kg. Często proszę go o rady dotyczące żywienia – podkreśla pan Jacek. Wspierają go znajomi. Mówią, że jak najdzie go chęć sięgnięcia po słodycze, niech zaraz do nich dzwoni. Rozmowa pomaga. Pan Jacek zamierza chudnąć około sześciu kg miesięcznie. Pierwsze poważniejsze efekty mają być widoczne na wiosnę. Odwiedzimy go wówczas w domu i sprawdzimy, czy wykonał plan.
1

Komentarze

  • aniusia powodzenia i wytrwałosci!!! 01 listopada 2010 19:25powodzenia i wytrwałosci!!!

Dodaj komentarz