Grzegorz W., który 15 października zamordował i poćwiartował ojca, jest chory psychicznie. Dlatego nie będzie sądzony.
Dwóch biegłych psychiatrów i psycholog orzekło po zbadaniu podejrzanego, że był i jest całkowicie niepoczytalny, a zabijając ojca, nie zdawał sobie sprawy z tego, co robi. Śledztwo nie zakończy się więc postawieniem go w stan oskarżenia, ale skierowaniem do sądu wniosku o umorzenie postępowania i poddanie podejrzanego detencji, czyli przymusowemu leczeniu psychiatrycznemu na oddziale zamkniętym. – Używając języka prawniczego, 30-latek miał całkowicie zniesioną zdolność rozpoznania znaczenia czynu i pokierowania swoim postępowaniem. Tłumaczy to m.in. brak bezpośredniego motywu zbrodni, a także zdecydowanie dużą siłę, logikę i konsekwencję jego działania. Drugi wniosek z tej opinii to stwierdzenie, że Grzegorz W. jest niebezpieczny dla otoczenia i wymaga leczenia na oddziale zamkniętym – mówi Jacek Sławik, prokurator rejonowy w Rybniku.
Grzegorz W. prawdopodobnie cierpi na schizofrenię paranoidalną. Miał powiedzieć m.in., że ojciec od dłuższego czasu wysyłał mu sygnały, że ma go zabić. Wniosek prokuratury trafi do sądu prawdopodobnie na początku stycznia, gdyż na razie śledczy czekają jeszcze na wyniki ostatnich już badań specjalistycznych, które mają potwierdzić dotychczasowe ustalenia. Postępowanie w sprawie zabójstwa Eugeniusza Wróbla, byłego wiceministra transportu, dobiegło więc właściwie końca. Jak mówi Jacek Sławik, zgromadzony materiał dowodowy potwierdza sprawstwo Grzegorza W. Pozwala też ustalić przebieg tragicznych zdarzeń. – Wszystkie ślady i wyniki specjalistycznych badań w szczegółach potwierdzają to, co Grzegorz W. zeznał w prokuraturze w czasie pierwszego przesłuchania po zatrzymaniu. Zweryfikowaliśmy jego wersję i okazała się ona prawdziwa – mówi prokurator Sławik.
W czasie badań szczątków ciała wyłowionych z wody biegli stwierdzili, że ofierze zadano wiele ciosów nożem w klatkę piersiową i w okolice szyi. Nóż był dosyć duży, o długim ostrym ostrzu, podobny do tego, o którym mówił podejrzany. Narzędzie zbrodni też wrzucił do zalewu, więc jego znalezienie graniczyłoby z cudem. Nóż uszkodził arterie główne i niektóre narządy wewnętrzne, co było bezpośrednią przyczyną zgonu. Badania potwierdziły też, że Grzegorz W. tak, jak zeznał, poćwiartował ciało ojca w domu, używając elektrycznej piły łańcuchowej. Potem wywiózł ją i wrzucił do kontenera na śmieci na skraju jednego z katowickich osiedli domków jednorodzinnych. Policjanci jej nie odnaleźli. Zabrał ją ktoś, kto prawdopodobnie zajrzał do kontenera, szukając np. jedzenia. Znaleziono tam jednak kawałki ludzkich tkanek, co więc nie ma wątpliwości, że narzędzie tam wylądowało.
– Z całą pewnością możemy wykluczyć udział osób trzecich zarówno w samej zbrodni, jak i w zacieraniu śladów czy pozbyciu się zwłok. Nikt nie pomagał Grzegorzowi W. nawet w sposób pośredni – mówi prokurator Jacek Sławik. To, iż biegli wydali opinię na podstawie badania w warunkach ambulatoryjnych, a nie po obserwacji psychiatrycznej, rutynowej wręcz w przypadkach zabójstw, budzi mnóstwo kontrowersji. Nie można jednak wykluczyć, że uznali, iż mają do czynienia z tak wyrazistym, klinicznym przypadkiem, że do jego zdiagnozowania wystarczyło samo badanie. Czy to możliwe?
Komentarze