Nie narażajcie swoich dzieci na śmierć!
To miała być fajna zabawa na śniegu, a zakończyła się dramatem, który wstrząsnął całą Polską.
W niedzielę siedmioletnia dziewczynka została ciężko ranna podczas kuligu. Do wypadku doszło na ulicy Kościuszki w Turzy Śląskiej. Po raz kolejny tej zimy na Śląsku ucierpiało dziecko w zabawie zorganizowanej przez ojca na drodze publicznej. – Wszyscy jesteśmy wstrząśnięci tym wypadkiem, to było tragiczne zakończenie świąt – załamują ręce mieszkańcy. Dziewczynka siedziała na drewnianych sankach ciągnionych przez dwa psy rasy husky. Przed nią mercedesem powoli sunął jej 42-letni ojciec. Nagle z naprzeciwka nadjechało mitsubishi, którym kierował 23-letni mieszkaniec Czyżowic. Już wiadomo, bo ustaliła to prokuratura, że husky przebiegły na drugi pas tak nieszczęśliwie, że sanki z dzieckiem wjechały prosto pod koła mitsubishi.
O godz. 16.50 pogotowie ratunkowe powiadomiło policję o wypadku na ulicy Kościuszki. Lekarze reanimowali dziecko najpierw na miejscu, potem w wodzisławskim szpitalu, skąd dziewczynka została przewieziona do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach Ligocie. Lekarze nie chcą udzielać informacji na temat stanu jej zdrowia. Wiadomo jedynie, że jest bardzo ciężki. Podczas kiedy dziecko walczy o życie w klinice, policja prowadzi postępowanie przygotowawcze pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Wodzisławiu. – Obaj kierowcy zostaną przesłuchani w tej sprawie, dzisiaj właśnie rozpoczęliśmy śledztwo w sprawie zdarzenia, w którym ciężki uszczerbek na zdrowiu poniosła małoletnia dziewczynka – powiedział w poniedziałek Rafał Figura, zastępca prokuratora rejonowego w Wodzisławiu. Ojciec dziecka i kierowca mitsubishi byli trzeźwi.
Tymczasem w mediach rozpętała się burza. Ludzie wydali już wyrok na bezmyślnych rodziców, którzy organizują dzieciom śmiertelnie niebezpieczne zabawy na ulicy. Nastroje są tym gorsze, że zaledwie tydzień wcześniej na podobny pomysł wpadł mieszkaniec Sączowa, który samochodem ciągnął sanki z dwojgiem swoich dzieci. Sanki wpadły pod koła autobusu, dziesięcioletni chłopiec zginął na miejscu, a jego młodsza siostra trafiła w ciężkim stanie do szpitala. Dlaczego rodzice są tak bezmyślni? – Bo niestety nie potrafią wyciągać wniosków z wypadków, a apele policji są jak groch o ścianę. Jesteśmy społeczeństwem, które nie słucha przestróg czy napomnień. Ile dzieci jeszcze musi ucierpieć, żeby w końcu dorośli przestali im organizować takie zabawy na drogach? – pyta komisarz Mariusz Zieliński z wodzisławskiej drogówki.
Do wypadku doszło nieopodal rodzinnego domu dziewczynki. Warto dodać, że ulica Kościuszki nie jest drogą drugorzędną - to odnoga prowadzącej do granicy państwa ulicy Bogumińskiej (drogi krajowej 78). Można nią dojechać m.in. do Łazisk Rybnickich i Godowa. – To droga średniego natężenia, przy której stoi kilkadziesiąt posesji – mówią policjanci. A na drodze publicznej absolutnie nie wolno urządzać kuligów. Organizatorom takich ekstremalnych zabaw grozi nie tylko wysoki mandat, ale nawet sąd! Policjanci zapowiadają surowe kary. – Takie zachowanie jest niedopuszczalne. Do tej pory nie mieliśmy podobnych wypadków, więc nie było również zbyt wiele kar dla autorów takich pomysłów. Jeśli trzeba będzie, to wprowadzimy ostre środki dyscyplinujące. Za zorganizowanie kuligu na drodze publicznej grozi mandat od 500 do 1000 zł, a nawet sąd – ostrzega nadkomisarz Włodzimierz Mogiła z wydziału ruchu drogowego śląskiej policji.

Komentarze

Dodaj komentarz