Urszula Regina Woźnica pieczołowicie przechowuje wszystkie pamiątki związane z Janem Pawłem II / Dominik Gajda
Urszula Regina Woźnica pieczołowicie przechowuje wszystkie pamiątki związane z Janem Pawłem II / Dominik Gajda

Pierwszy raz pojechała do papieża w 1988 roku. Do chwili jego śmierci w 2005 roku była w Rzymie osiem razy. Przez wszystkie te lata pisała listy do Watykanu. Dwa razy w swoim życiu doświadczyła cudownego uzdrowienia, które przypisuje wstawiennictwu papieża. – Dwa lata temu odwiedziliśmy w Katowicach nieżyjącego już księdza Franciszka Koniecznego, byłego proboszcza w Jejkowicach, który był kolegą Karola Wojtyły z czasów młodości. Już wtedy ciężko chorował. Zapytał o moje wyniki badań. Odpowiedziałam, że są bardzo dobre. Ścisnął mnie wtedy za rękę i powiedział, żebym to opisała i wysłała do kongregacji, bo jesteśmy to winni naszemu papieżowi – wspomina Urszula Woźnica. Obiecała, ale pod warunkiem, że poświadczy to ksiądz Konieczny.
– Niestety nie zdążył. Kilka dni później zmarł, a ja włożyłam spisane świadectwo do jego trumny – dodaje rydułtowianka. Kopię zachowała w domu. Za pośrednictwem „Nowin” trafiła ona do kurii krakowskiej. W świadectwie pani Urszula opisuje, jak 22 lata temu zachorowała na raka. Akurat miała jechać na pielgrzymkę do Rzymu. Krwawienia jednak nasiliły się na tyle, że wyjazd stanął pod znakiem zapytania. – Pomyślałam, że jeśli mam umrzeć, to niech jeszcze przedtem zobaczę naszego papieża. Lekarz nie chciał się zgodzić, ale udało mi się go jakoś przekonać – wspomina Urszula Woźnica. Wieczorem przed wyjazdem przyszły do niej dziewczyny z kościelnej scholi, którą prowadziła. Za pomocą małego, pożyczonego magnetofonu nagrały kasetę z piosenkami dla papieża.
– Do środka włożyłam list z prośbą o modlitwę. Dopiero w Rzymie powiedziałam naszemu proboszczowi o kasecie, którą cudem przeniosłam przez odprawę celną. Zastanawiałam się, jak ją przekazać Ojcu Świętemu – mówi pani Urszula. Okazja nadarzyła się już podczas pierwszej audiencji w wypełnionej pielgrzymami auli Pawła VI. Rydułtowianka weszła na krzesło, kiedy papież stanął obok, i ponad głowami innych wyciągnęła do niego ręce z kasetą. Przyjął, uśmiechnął się. – Powiedziałam mu: Ojcze Święty, posłuchaj tego dziś wieczorem, bo jesteś zmęczony, a przy tym odpoczniesz. Odpowiedział radośnie, że tak zrobi. Czułam na sobie wzrok ludzi, ze zdziwieniem przyglądających się kobiecie, która mówi papieżowi, co on ma robić. Zawstydziłam się, ale chwilę później poczułam bezpieczeństwo, ufność i odwagę – wspomina rydułtowianka.
W kasecie był list, w którym napisała papieżowi, że jest ciężko chora. Prosiła go z całego serca o modlitwę, ale także o to, aby na drugim spotkaniu, w Castel Gandolfo, dał jej znak, że to przeczytał. Miał ją rozpoznać po czerwonej róży we włosach. Niemal przez całe spotkanie nie odważyła się podnieść głowy. Bała się, że papież jej pogrozi za taką obcesowość. – Biły od niego ogromna dobroć i ciepło. To mi dodało otuchy – dodaje pani Urszula. Kiedy wróciła do domu, zastała list z papieskiej kancelarii z podziękowaniem za kasetę. Największa radość dopiero ją czekała w gabinecie lekarskim, gdzie z niepokojem czekała na wyniki badań. – Ku mojemu największemu zdumieniu lekarz oznajmił mi, że jestem zdrowa, a on nie wie, jak to wytłumaczyć – wzrusza się autorka świadectwa.
Przez 17 lat była blisko papieża. Pisała do niego. Modliła się, szczególnie wtedy, kiedy był już bardzo ciężko chory. Pamięta ten przejmujący wieczór, kiedy zmarł. Modliła się wtedy wraz z innymi najpierw w Domku Maryi, potem w kościele. Krótko po śmierci papieża wrócił nowotwór. Trafiła do szpitala na onkologię. Przeżyła chemioterapię, naświetlania. Ból był nie do opisania. Często chodziła do szpitalnej kaplicy, w której wisiał portret papieża. Modliła się o pomoc. Myślała, że to koniec. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia, o ona zwijała się z bólu. Nieoczekiwanie odzyskała siły. „Dziś jest 17 lutego 2009 roku. Jestem zdrowa! Wiem, że on jest z nami i pomaga nam, pośredniczy i oręduje za nami” – napisała w swoim świadectwie cudu Urszula Woźnica.
Wspomina także o tym, jak kilka lat temu cudownie wyzdrowiał jej mąż, któremu lekarz nie dawał szansy na przeżycie i jak na kilka lat poprawił się stan zdrowia księdza Koniecznego. – Wszystko za sprawą naszego Ojca Świętego, któremu tyle zawdzięczamy – dodaje pani Urszula. Nasza gazeta zwróciła się do księdza Andrzeja Scąbra, kierownika ds. kanonizacyjnych archidiecezji krakowskiej, i przesłała mu świadectwo Urszuli Reginy Woźnicy. Zostanie ono wzięte pod uwagę w procesie kanonizacyjnym Jana Pawła II, bo na razie zakończył się proces beatyfikacyjny. 1 maja nasz papież zostanie błogosławionym.

8

Komentarze

  • Anna Dziękuję J.P. II za uzdrowienie 20 kwietnia 2017 23:11Dziękuję Ci Ojcze za uzdrowienie synka mojej siostry , szczęśliwy poród i proszę o dalszą opiekę. Bóg zapłać.
  • anonim Dziękuję J.P II za uzdrowienie 27 kwietnia 2014 15:02Dziękuję J.P II za uzdrowienie mojej duszy.Za wstawiennictwem Ojca Świętego moja dotychczasowa wiara została przywrócona. Dzięki niemu życie moje jest szczęśliwe
  • Eterno Vagabundo Za wstawiennictwem Jana Pawła II. 24 stycznia 2011 12:35 Jeśli Pani Uli, zwróci się dar cnoty, Może się też CHUDY, wyleczy z głupoty ???
  • rybniczanka dla 24 stycznia 2011 09:55wierzących w cuda --- niech wierzą dla niewierzących w cuda niech nie wierzą ---jedno jest pewne ------nie ucz mnie jak mam zyc bo za mnie nie umrzesz!
  • CHUDY A ja bym się jeszcze modlił o ponowne dziewicwo 21 stycznia 2011 23:14może jest szansa na przywrócenie.
  • cudo psychika 20 stycznia 2011 17:19psychika--czyni cuda---sorry ale takie moje myślenie
  • rk1 A jednak cuda się zdarzają 20 stycznia 2011 13:58Oczekuję reakcji duchowych pasterzy z Rydułtów. Może mamy świętą?
  • Beata J. Pozdowienia dla Pani Usi!! Jest 20 stycznia 2011 00:31Pozdowienia dla Pani Usi!! Jest Pani wspaniałą osobą...

Dodaj komentarz