W tym roku wiele poradni specjalistycznych odsyła pacjentów z kwitkiem / Dominik Gajda
W tym roku wiele poradni specjalistycznych odsyła pacjentów z kwitkiem / Dominik Gajda

Co ma robić człowiek chory na serce, skoro kardiolog w jego przychodni nie ma kontraktu z NFZ? – pyta emerytowany górnik.
Andrzej Mańka z Piasków przepracował w górnictwie ponad 30 lat, nie tylko dla siebie, jak mówi, ale też dla Polski i dla Śląska. – Dziś czuję się tak, jakby ktoś wyrzucił mnie na śmietnik. Czuję się dyskryminowany – dodaje gorzko. Choruje na serce, od dwóch lat leczył się w przychodni kardiologicznej, działającej przy Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 3 w Orzepowicach. 18 stycznia miał tam umówioną wizytę, ale okazało się, że od początku roku przychodnia ze względu na brak kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia jest zamknięta. W podobnej sytuacji jak on znalazło się kilkuset pacjentów.
– Dwa i pół roku temu z napadowym migotaniem przedsionków serca trafiłem do szpitala. Od tamtej pory leżałem na oddziale już kilkanaście razy. Teraz nagle mówi mi się, że nie będzie się mnie już leczyło. Jestem schorowany, więc próbowałem dodzwonić się do NFZ, dzwoniłem dwa dni, ale nikt tam nie odbiera. Mam 57 lat, chciałbym jeszcze trochę pożyć. Przez lata opłacałem składki na ubezpieczenie zdrowotne, a teraz nie ma mnie kto leczyć. Niech mi ktoś wytłumaczy, jak to możliwe? Niech mi fundusz zdrowia powie, że mam się leczyć w Czechach albo gdzie indziej... – denerwuje się rybniczanin. Jak sam mówi, ma ładną emeryturę, ale w kilku prywatnych gabinetach leczy się już na inne schorzenia i obawia się, że na kolejne prywatne wizyty już nie starczy mu pieniędzy.
– NFZ odrzucił naszą ofertę uznając, że liczba godzin pracy kardiologów w tej poradni jest zbyt mała, w związku z czym przychodnia nie spełnia wymogów formalnych. Odwołaliśmy się od tej decyzji. Zapewniliśmy, że zwiększymy liczbę godzin pracy kardiologów i poprosiliśmy o zorganizowanie dodatkowego konkursu. Na razie fundusz go nie przeprowadził – wyjaśnia Grzegorz Chłodek, zastępca dyrektora szpitala ds. lecznictwa. W przychodni przyjmowało trzech kardiologów ze szpitalnego oddziału kardiologicznego i dodatkowo lekarz internista. Ten ostatni, u którego właśnie leczył się Andrzej Mańka, przebywa teraz na bezpłatnym urlopie. Dyrektor Chłodek zwraca uwagę, że do przychodni przychodzili na kontrole m.in. pacjenci, którym w szpitalu wszczepiono rozruszniki serca.
– Wymagają oni kontroli w precyzyjnie ustalonych terminach. Pierwsza taka wizyta odbywa się zawsze dwa miesiące po zabiegu, a druga po upływie kolejnych dziesięciu miesięcy. Teraz, gdy przychodnia jest zamknięta, ci ludzie zostali odcięci od lekarzy, którzy im te rozruszniki wszczepiali i są skazani na prywatne gabinety – mówi Grzegorz Chłodek. NFZ jednak nie martwi się tym, że z powodu jego przepisów ktoś może dostać zawału. Jacek Kopocz, rzecznik oddziału NFZ, powiedział nam, że z rybnickiego szpitala nie bylo odwołania i nie będzie dodatkowego konkursu, bo kontkrakt na ten rok ma niepubliczny ZOZ.

Czytaj też:
Kontrakty w liczbach
Szpitalnym łatwiej
W NFZ wymyślają absurdy
Wybieramy najkorzystniejsze oferty

3

Komentarze

  • cała ulica O Andrzeju 14 lutego 2011 10:09Jesli pogotowie wzywa sie tak często jak do tego Pana to nie dziwie się że nie chcą go leczyć. Jak można jechać do szpitala karetką a wracać po godzinie mając niby zawał albo jakaś inną chorobę powinni go na nerwice i nadpobudliwość leczyć i tyle w temacie. Chore to on ma nogi i psychikę nie serce i każdy lekarz który go leczył państwowo to powie. Za swoje to on sie może leczyć na wszystkie choroby tego swiata.
  • radca Rada 12 lutego 2011 09:43 Dla młodych --gdy chcesz dożyć starczej renty przychodz z pracy wypoczęty!!! żebyś potem nie musiał czekać na litość i opowiadałć pierdoły o pracy dla POLSKI
  • ben Normalność 11 lutego 2011 19:23 W tym kraju mają nas głęboko w d... i to nazywa się POLSKA RZECZYWISTOŚĆ ! i ja też mam ... .... w d...

Dodaj komentarz