Mieszkańcy sami kupili sobie motocykl, ale NFZ nie da pieniędzy na to, by służył do ratowania ludzkiego życia. Pogotowie i szpital postanowiły więc poradzić sobie same.
Od jesieni pogotowie ma ratunkowy motocykl marki BMW, kupiony po zbiórce zainicjowanej przez Rybnickie Bractwo Kurkowe. Dla Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 to jednak kłopot. NFZ nie podpisze nań kontraktu, bo nie pozwalają mu na to archaiczne przepisy. Koszt utrzymania maszyny, ubezpieczenia, zakupu paliwa i zaangażowania ratowników motocyklistów spada więc na szpital. – Przepisy nie nadążają za życiem. W ustawie o ratownictwie medycznym jest mowa jedynie o pojazdach umożliwiających transport chorego w pozycji leżącej. NFZ nie może więc zakontraktować usług świadczonych z wykorzystaniem motocykla, który zresztą nie służy do transportowania pacjentów. Pozwala np. w porze korków szybko dotrzeć do osoby, której życie może być zagrożone – mówi Grzegorz Chłodek, zastępca dyrektora szpitala ds. lecznictwa.
Jacek Kopocz, rzecznik śląskiego oddziału NFZ, potwierdza, że ze względu na zapisy fundusz nie może zakontraktować motocykla. Ale dodaje, że w tej sprawie nie dotarło do NFZ żadne oficjalne pismo. Jak więc rozwiązać problem? Grzegorz Chłodek wyjaśnia, że ratownicy przypisani do karetek doraźne też nie mogą korzystać z motocykla, gdyż w tym czasie zakontraktowany przez NFZ tzw. zespół wyjazdowy nie spełniałby wymogów. Szpital nie może sobie pozwolić na żadne odstępstwa od tej umowy. Piotr Unger, szef pogotowia, jest jednak optymistą. Tak naprawdę, jak mówi, potrzeba 100-150 zł na dzień. – Chyba będzie najlepiej, jeśli na motocyklu ratownicy medyczni będą jeździli na umowę zlecenie. Chętnych nie brakuje, są wśród nich także lekarze. To dobra maszyna, jazda tym motocyklem to przyjemność – mówi Piotr Unger.
Szef pogotowia zakłada, że ratownik na motocyklu w sezonie wiosenno-letnim w ciągu dnia będzie z przerwami krążył po mieście, by w razie potrzeby móc jak najszybciej dotrzeć na miejsce. – W upalne dni mamy po kilka wyjazdów dziennie do zasłabnięć w centrum. Karetka z Orzepowic potrzebuje czasu na dojazd, a ratownik na motocyklu będzie tam w ciągu minuty i udzieli pierwszej pomocy. Zawróci też sanitarkę, jeśli okaże się, że jej przyjazd nie jest konieczny – mówi szef pogotowia. Jeśli tylko pogoda pozwoli, ratownicy i lekarze rozpoczną jazdy treningowe w sąsiedztwie szpitala. Będą się uczyli, jak zatrzymać ważący 250 kg motocykl tak, by jak najszybciej znaleźć się przy pacjencie. Liczą też na wspólne jazdy z policjantami z drogówki, którzy przed miesiącem również dostali dwa nowe motocykle.
– Nie mamy kontraktu na motocykl i wygląda na to, że nie będziemy go mieli. Urzędnicy z NFZ zapewniają nas, że pochylą się nad problemem i na tym się kończy. W tej sytuacji odpalimy maszynę z początkiem sezonu motocyklowego, gdzieś na przełomie marca i kwietnia, a moim zmartwieniem będzie wyżebrać na to pieniądze – zapewnia Tomasz Zejer, dyrektor szpitala. – Świat się zmienia, a przepisy nie. Zresztą zbiórka pieniędzy na motocykl też się opierała na ustawie z 1933 roku. Parlamentarzyści mają na głowie tysiąc ważniejszych spraw. NFZ to też pewnie odpowiada, bo nie musi płacić na motocykl, który i tak będzie dobrze służył pogotowiu– komentuje Lech Gęborski, inicjator społecznej zbiórki pieniędzy na motocykl ratunkowy dla Rybnika.
Czytaj też:
Przepis na zawał
Kontrakty w liczbach
Szpitalnym łatwiej
W NFZ wymyślają absurdy
Wybieramy najkorzystniejsze oferty
Komentarze