Zespół Trentino BetClic wygrał siatkarską Ligę Mistrzów po raz trzeci z rzędu / Arkadiusz Kuta
Zespół Trentino BetClic wygrał siatkarską Ligę Mistrzów po raz trzeci z rzędu / Arkadiusz Kuta

Zespół Trentino BetClic po raz trzeci z rzędu wygrał siatkarską Ligę Mistrzów! W finale Włosi pokonali Zenit Kazań 3:1.Zespół Jastrzębskiego Węgla wygrał we Włoszech tylko jednego seta i zajął czwarte miejsce.
Jastrzębianie jechali do Bolzano w roli kopciuszka. Jednak ze swojego występu mogą być zadowoleni. W meczu półfinałowym przegrali z późniejszymi triumfatorami turnieju 0:3, ale zmusili faworytów do maksymalnego wysiłku. Zwłaszcza w drugiej partii, kiedy to Pomarańczowi prowadzili 23:21, byli blisko sprawienia niespodzianki. W spotkaniu o trzecie miejsce podopieczni trenera Lorenzo Bernardiego ulegli Dynamu Moskwa 1:3.
Trener Lorenzo Bernardi bardzo wysoko ocenił występ zespołu Jastrzębskiego Węgla w finałowym turnieju Ligi Mistrzów. Włoch, który w Bolzano przyjmowany jest jak idol pop kultury, nie krył wzruszenia na konferencji prasowej po meczu z Dynamo Moskwa.
– Jestem dumny z mojego zespołu. Zagraliśmy tutaj bardzo dobrze. Pokazaliśmy hart ducha i charakter. Graliśmy przeciwko mistrzom olimpijskim, mistrzom świata i Europy, zwycięzcom najważniejszych rozgrywek klubowych. Pokazaliśmy, że idziemy dobrą drogą. cały zespół zasłużył na słowa pochwały – mówił Bernardi.
Siatkarze czują jednak niedosyt. Zawodnicy zdają sobie sprawę, że niewielu kibiców w Polsce na nich stawiało, ale chcieli pokazać się z jak najlepszej strony.
– Szkoda meczu z Dynamo. Moim zdaniem stać nas było na pokonanie Rosjan. Po pierwszym wygranym przez nas secie poprawili przyjęcie zagrywki i zaczęli serwować tzw. brazylijki. To okazało się skuteczną bronią – mówi Lukas Divis.
– Gdyby udało się wygrać drugiego seta to bylibyśmy blisko trzeciego miejsca. Później jednak opadliśmy z sił – przyznał Grzegorz Łomacz.
Kilkudziesięciu kibiców z Polski potrafiło docenić wysiłek siatkarzy, którzy jak równi z równymi walczyli z najlepszymi drużynami na świecie.
– Zawsze jeżdżę z klubem. Chłopcy dali z siebie wszystko. Teraz się nie udało, ale doświadczenie zebrane w tym turnieju będzie procentowało w przyszłości – mówi pan Mariusz, który przyjechał do Bolzano z Zebrzydowic.
Finałowy mecz Ligi Mistrzów był prawdziwym pojedynkiem gigantów europejskiej i światowej siatkówki. Poziom tego meczu uświadomił obecnym w hali PalaOnda Polakom jaka przepaść dzieli te drużyny od tuzów krajowej PlusLigi. Za oboma klubami stoją potężni sponsorzy. Na ekipę z Trydentu pieniądze łoży wielka firma bukmacherska BetClic. Głównym mecenasem Zenitu jest Gazprom. Te kluby stać na zakontraktowanie najlepszych zawodników na świecie. I ich mają. Pensje takich graczy jak Amerykanin Lloy Ball czy Bułgar Matej Kazijski liczone są w milionach dolarów. Niewiele mniejsze apanaże przysługują ich klubowym kolegom. W obu zespołach są medaliści igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata i Europy. Trudno się dziwić, że póki co naszym czołowym zespołom trudno jest równać się z tymi potęgami. Tym bardziej trzeba docenić sukces ekipy Jastrzębskiego Węgla, jakim był awans do tegorocznego Final Four.
Spotkanie finałowe stało na niebotycznym poziomie. Obie drużyny zagrały na maksimum swoich możliwości. Mecz śmiało można porównać do bokserskiego pojedynku o mistrzostwo świata wagi ciężkiej. Nikt nie wstrzymywał ręki. Piłka po serwisach z obu stron przelatywała nad taśmą z prędkością grubo ponad 100 km/h. Po piekielnie silnych atakach odbijała się od parkietu dobrych kilka metrów w górę. Wygrali Włosi, dla których był to trzeci z rzędu triumf w Lidze Mistrzów. Zespół prowadzony przez bułgarskiego trenera Radostina Stojczewa to obecnie najlepsza siatkarska drużyna na świecie. Poza zwycięstwami w Lidze Mistrzów dwa razy wygrywał klubowe mistrzostwa świata, zdobył puchar Włoch, a dwa razy zdobywał też klubowe mistrzostwo świata. W zespole tym występuje reprezentant Polski Łukasz Żygadło. Gwiazdą zespołu jest jego rodak Matej Kazijski. Ponadto w zespole grają tacy zawodnicy jak Kubańczyk Osmana Juantorena czy brazylijski rozgrywający Raphael.
Jastrzębianie wracają do ligowej rzeczywistości. W sobotę (2 kwietnia) czeka ich kolejny pojedynek z Pamapolem Wieluń, którego stawką jest pozostanie w PlusLidze. W Jastrzębiu mają nadzieję, że będzie to już ostatni mecz sezonu. Początek o godz. 17.

Galeria

Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz