Drugie podejście do śmierci
40-letni mieszkaniec Żor, który 24 marca wszedł na drzewo w okolicy ulicy Fabrycznej w dzielnicy Kleszczówka i chciał popełnić samobójstwo, 11 kwietnia powtórzył swój wyczyn. Podobnie jak za pierwszym razem, sam zadzwonił na komendę z informacją, że zamierza odebrać sobie życie. Miał dodać, że czeka w tym samym miejscu.
Rzeczywiście, policjanci zastali go na drzewie w rejonie ulicy Bocznej w tej samej okolicy, tej samej dzielnicy Kleszczówka. Usadowił się jakieś 15 m nad ziemią. Ściągnięci na miejsce negocjatorzy z komendy wojewódzkiej rozmawiali z nim przez cztery godziny, próbując go namówić do zejścia na ziemię. W końcu się udało i 40-latek znalazł się w karetce, która miała go zawieźć do szpitala psychiatrycznego w Rybniku. Ledwo jednak sanitarka ruszyła, delikwent wyskoczył z niej i zaczął uciekać. Policjanci z jadącego za karetką radiowozu nie zdążyli go dogonić, w efekcie przeskoczył przez ogrodzenie pobliskiej stacji transformatorowej i zaczął się wspinać na słup wysokiego napięcia, podtrzymujący przewody, w których płynie prąd o napięciu 110 tys. woltów. Trzymał już wtedy w ręce metalowy pręt, który wyrwał wcześniej z ogrodzenia. Chwilę później poraził go prąd, a konkretnie łuk elektryczny.
Świadkowie opowiadali, że nastąpił wybuch bądź wyładowanie i mężczyzna zaczął się palić, a kilka chwil później spadł na ziemię. Był przytomny, pierwszej pomocy udzielili mu policjanci i ekipa karetki pogotowia. Karetka zabrała go do żorskiego szpitala, ale gdy okazało się, że jest poważnie poparzony od pasa w dół, zapadła decyzja o przewiezieniu go do siemianowickiej oparzeniówki.
1

Komentarze

  • Eterno Vagabundo Jeśli wyzdrowieje... 18 kwietnia 2011 23:04 ...to nie w jego mieszkaniu na zamek, Lecz zamknąć go trzeba: w " Domu bez klamek ".

Dodaj komentarz